niedziela, 23 listopada 2014

Epilog; "Czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja do bólu"




     
-Wyżej mamusiu, wyżej!-uśmiechneła się. Tak bardzo kochała swojego syna. Był dla niej wszystkim.
Po tym jak Lodovica znalazła w kieszeni jej bluzy test ciążowy, pozwoliła jej odejść. Po paru dniach wyprowadziła się wspólnego domu. Włoszka zrozumiała Candelarię, dziewczyna zorientowała się po kilku dniach, że jest w ciąży. Musiała coś z tym zrobić, postanowiła wybrać drogę ucieczki. Nie chciała nikogo obarczać swoimi problemami. Nie po raz drugi. Wiedziała, że sama musi sobie poradzić i taki miała zamiar. Udało jej się, wychowała syna, miał na imię Cody-tak jak jej brat. Jej dziecko było śliczne, Cody miał duże brązowe oczy i rude włoski-odziedziczył je po mamie.  Cande każdego dnia modliła się żeby jej syn nie miał w sobie chodziaż cząstki z ojca, nienawidziła go.
Gdy odjeżdżała, nie czuła lęku, zrobiła to pod podstępem, dobrze wiedziała, że Facundo i jej brat nigdy by jej nie zostawili i właśnie dlatego zdecydowała się na ten krok. Uciekła tam gdzie nikt by jej nie szukał, do miejsca gdzie kiedyś mieszkała. Owszem, wspomnienia wracały, ale teraz miała przy sobie syna.
-Chyba już wystarczy, co skarbie?
-Dobrze-kobieta pomogła chłopcu wyjść z huśtawki i złapała go za rękę.
-Mamusiu, czy tata mnie nie kochał?-zapytał nagle
Zamknęła oczy te pytania od zawsze sprawiały jej ból, zawsze obawiała się, że Cody o to zapyta.
Uklękneła przy chłopcu, który był przestraszony, tylko kilka razy widział łzy swojej mamy.-Mamusiu nie płacz.
-Kochanie Twój tata był zły. Bardzo mnie skrzywdził.
-Ale, dlaczego? Nie chciał mnie?
-Słoneczko, po prostu był zły. Jak z takiej bajki...
-Chciał zniszczyć Ci życie?
-Nie wiem. Ale bardzo Cię kocham.
-Ja też Cie kocham mamusiu. Tylko nie płacz. Ja będę Cię bronić. Już nikt nigdy nie zrobi Ci nic złego.-uśmiechnęła się przez łzy. Taki syn to skarb.
-Chodź kochanie. Pójdziemy na lody.
-Poszukam Ci męża.


           Nienawidził tego miejsca, tutaj wszystko się zaczęło. Dan skrzywdził Candelarię, a ona już nigdy nie była taka jak kiedyś. Przyjechał tu z Codym po te piepszone dokumenty. Miał być świadkiem na jego ślubie z Lodovicą. Do dzisiaj nie wiedział gdzie jest jego dziewczyna. Zostawiła mu list, ale nie wiedział nawet czy żyje. Wciąż nie mógł o niej zapomnieć. Tak bardzo ją kochał, cały czas miał nadzieję, że ją znajdzie. Szukał jej, szukał praktycznie wszędzie. Bo ona mogła być i dlaczego go zostawiła. W liście pisało, że musi zacząć żyć od nowa i nie chce już obarczać swoimi problemami. A, on tak bardzo tęsknił, każdego dnia umierał z tęsknoty  za nią, za jego Candelarią.
-Myślisz o Niej, prawda?-zapytał nagle Cody.
-Tak.-przyznał.-Tak bardzo ją kocham. Co ja mam zrobić?
-Nie wiem. Szukaliśmy jej wszędzie. Może trzeba... zapomnieć.
-Nie! nie wolno Nam zapominać! Musimy walczyć, szukać jej!
-Gdzie?! Gdzie do cholery?! Odeszła, zostawiła nas!-Cody się rozpłakał zatrzymał samochód i schował twarz w dłoniach.
Resztę drogi nic nie mówili siedzieli w milczeniu, właściwie po dokumenty wyszli też bez słowa.
-Chodź, pójdziemy sie czegoś napić.
-Jasne.-skierowali się do pobliskiej kawiarni.
-A, co z Lodo?-zapytał nagle
-W porządku, podpisuje zaproszenia i nie chce pokazać mi sukni ślubnej.
-Jesteście uroczy.-stwierdził, za co dostał w ramię od przyjaciela.
Nagle ich rozmowę przerwał kilkuletni chłopiec, złapał Facunda za rękę.
-Zostaniesz moim tatą?-zapytał, mężczyźni się roześmieli.
-A, gdzie Twoja mama?
-Cody!-ten głos, nie to nie może być prawda.
-Cody, tu jesteś.-złapała chłopca za rękę.
-Przepraszam pana...-spojrzała mu w oczy.
-Cande...




     Beznadziejny epilog podsumowujący beznadziejne opowiadanie. Ehh, to już koniec, tej tragedii.
Takie dziwne te zakończenie, nie? Bezsensu. nie zabiłam Cande, radujcie się. Gabi dobrze przewidziała, że to test ciążowy. Jestem bardzo przewidywalna, prawda?
W tym miejscu, pragnę podziękować wszystkim, którzy czytali tą beznadzieję.
Dziękuję, na prawdę, to dzięki Wam śmiałam się do monitora jak jakaś nie normalna.
Szczgólne podziękowania, należą się mojej Żonie, dzięki Ci skarbie za Twoje wsparcie, Justynce, która zmuszała mnie do pisania rozdziałów i Wiktorii bez, której ten epilog, by nie powstał.
Dziękuję, pamiętajcie, że bardzo Was kocham.

A, teraz inna sprawa. Ponieważ nastąpił koniec tego, jakże beznadziejnego opowiadania, postanowiłam założyć sobie nowego bloga, uwaga o II wojnie światowej, jestem bardzo mądra, prawda?
http://over-death.blogspot.com/.
taa, to by było na tyle.
Żegnajcie.

środa, 12 listopada 2014

34. Poświęcenie


                    Obudził go głośny krzyk. Uświadomił sobie, że to jego dziewczyna. Wstał, odszukał wzrokiem drzwi i poszdł do pokoju obok. Candelaria była już kilka dni w domu, ale nadal nie umiała się uspokoić, w nocy budziły ją koszmary, a w dni wcale się nie odzywała. Tak, bardzo było mu jej żal.
Powoli otworzył drzwi. Candelaria siedziała na łóżku, a po jej policzkach spływały łzy.
Podszedł do niej. Wiedział, że nie będzie tego chciała, ale z całej siły ją przytulił. Próbowała się wyrwać.
-Zastaw mnie!-krzyknęła dławiąc się łzami.
-Cicho, Cande, spokojnie.-szepnął, gładził ją po włosach. A dziewczyna powoli się uspokajała.
Trzymał ją w ramionach kilkanaście minut. Czuł się za nią odpowiedzialny.
Ale, w końcu poczuł, że ma swoją Cande obok siebie. Obiecał sobie, że nauczy Cande żyć, tak jak wtedy, Mimo wszystko.
Zauważył, że dziewczyna zasnęła ułożył ją delikatnie na łóżku i przykrył kołdrą. Pocałował ją w głowę.
-Nie martw się, Cande. Wszystko będzie dobrze. Obiecuje.
Ktoś położył dłoń na jego ramieniu, spojrzał na tą osobę, zobaczył brata dziewczyny.
Cody płakał, patrzył na swoją siostrę, a z jego oczy płyneły strugi łez.
-Myślisz, że ona dojdzie do siebie?
-Mam nadzieję, Cody. raz sobie poradziła, ale teraz? Dlaczego ją to spotkało?! Dlaczego ona!-podniósł głos.-Przez całe życie miała pod górkę, ale to jest przesada!!
-Wiem.
Powoli wyszli z jej pokoju, Facundo zamknął za sobą cicho drzwi. Razem skierowali się do salonu.
-Chcesz kawy?-kiwnął głową.
-Wyjadę z Cande do Hiszpanii.-stwierdził Cody.
-Co? Nie możesz tego zrobić!
-Oczywiście, że mogę.-skrzywił się.-To moja siostra. Nie chce Was obarcza  c, wiem, że ją kochasz, ale ona już nie jest tamtą Candelarią, którą kochałeś.
-I co z tego! Kocham ją! Nie pozwolę Ci jej zabrać.
-Ale, tak będzie lepiej, to miejsce wszystko jej pewnie przypomina.
Nagle usłyszeli cichy szloch.
Candelaria stała za ścianą i właśnie osuwała się na dół.
-Nie chce być dla Was ciężaram.-szepnęła.-Powinnam umrzeć.
Obydwoje byli w szoku, Cande prawie w ogóle nie mówiła, a teraz?Facundo podniósł dziewczynę i wtulił ją mocno w siebie.
-Nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz dla nas ciężarem Cande. Kochamy Cię tak mocno. Wiem, że Ty też nadal mnie kochasz. To wszystko przez to co się stało.
-Przepraszam-powiedziała prosto do jego ucha.-Nie zasługuje na Twoją miłość.
-Zasługujesz, oczywiście, że zasługujesz.
Chłopak wziął Candelarię na ręcę i zaniósł do sypialni, położył na łóżku.
-Boję się.-popatrzyła w sufit.-Tak bardzo się boję, każdej nocy mi się śni. Gdy tylko zamykam oczy. Nie jestem już kobietą, jestem dziwk...
-Nie, nigdy nie byłaś i nie będziesz dziwką.-złapał ją za rękę. To nie Twoja wina, że ktoś Cię skrzywdził.
-Nigdy nie będę mogła dać Ci tego, na co zasługujesz.-skierowała na niego swój pełen bólu i łez oczy.
-Chce tylko Twojego szczęścia. Wiem, o co Ci chodzi. Cande, ja nie potrzebuje seksu. Poczekam, aż będziesz gotowa, mogę czekać nawet całe życie. -pociągnęła nosem.
-Wiesz, zawsze myślałam, że to Ty będziesz tym pierwszym, z którym sama będę chciała to zrobić, ja...
-Cichutko, Cande spokojnie.
W jego oczach zbierały się łzy. Tak bardzo ją kochał. Mógłby poświęcić jej wszystko. Wszystko.

Po tej nocy Cande nadal się nie odzywała, siedziała w swoim pokoju patrząc w ścianę. Gdyby chłopaki nie przynosili jej jedzenie, nie jadłaby. Była całkowicie w sobie zamknięta. Aż, pewnego dnia coś się zmieniło.
Wstała o ósmej rano, ubrała się w dres włożyła słuchawki do uszu. Gdy schodziła na dół, napotkała zdziwione spojrzenia chłopaków.
-No, co?-zapytała jakk gdyby nigdy nic. Ich zdziwienie było jeszcze bardziej zdziwione.
-Chcesz śniadanie?
-Nie. Zjem jak przyjdę. Dzięki.
Facu zauważył jak powoli się do niego zbliżała. Chciała go pocałować, ale przed tem w jej oczach pojawił się strach. Znał ją, zobaczył to. Nie do końca się odważyła. Cmokneła go lekko w policzek.
Po czym nie zwracając uwagi na zszokowanie innych wybiegła z domu.
-Co jej się stało?
-Nie wiem.
-A jeżeli zrobiła to by, by ze sobą skończyć?-zapytała przerażona Lodovica.
-Wypluj to!-krzyknął Cody.
-Widziałeś ją wczoraj! Myślisz, że zmieniła się tak z dnia na dzień?
-Dobra, chodźcie poszukamy jej!
Pokiwali głowami. Rozdzielili się, byli na prawdę zdenerwowani.
Lodovica w końcu ją znalazła. Szła drogą w parku. Śpiewała sobie coś pod nosem.
-Cande!-odwróciła się, spojrzała na nią.
Włoszka szybko ją dogoniła. Przytuliła przyjaciółkę.
-Myślałam, że co sobie zrobisz. Cande jak Cię kocham!-uśmiechnęła się.
-Też Cię kocham.
Dziewczyna nagle zauważyła, że w bluzie Candelarii coś jest. Wyciągneła to.
Była zszokowana. Zastygła.
-Cande, Ty...-spojrzała na nią.
Z oczu dziewczyny popłyneły łzy.
-Tak, Lodo to prawda.




    Hej, hej kochani. Tak prezentuje się ostatni rozdział. Tak, ja wiem wszyscy teraz domyślacie się o co chodzi na końcu. Epilog pojawi się gdzieś za tydzień? Nie wiem, zobaczy się. A, teraz sobie ponarzekam, dobra?
Boże, no ja piepsze!! Jak ta szkoła mnie denrwuje! Godzinami siedzę przed książkami, a nauczyciele i tak tego nie doceniają. Dzisiaj moja mama była na wywiadówce i dostałam opiepsz, (ale nie za oceny, oceny mam całkiem dobre. Chodziaż ostatnio P. Ruda nawrzeszczała na mnie, że mam średnią z gery 4.11 jej zdaniem to jest zagrożenie xD).
Czy Was, też tak denerwuje ta Violetta? Oglądam ten serial i umieram! Żal xD!
Jaki ten rozdział jest beznadziejny, coś okropnego. Nawet ostatniego rozdziału nie umiem napisać! Wybaczcie. Przepraszam.

niedziela, 19 października 2014

33. Początek

          -To tutaj-stwierdził, weszli do środka, to prawda. Był tam ten przeklęty człowiek siedział na kanapie, gdy usłyszał ich kroki odwrócił się w ich stronę.
Cody nie wytrzymując podbiegł do niego, złapał go za ramiona i przycisnął do ściany.
-Gdzie, ona jest?!-uderzył go z całej siły w brzuch.
-Puść mnie!
Diego wbiegł po schodach do góry, Lodovica z Facundem poszli w przeciwną stronę.
-Nigdy jej nie znajdziesz. Ona jest moja! Tylko moja! I tak nie będzie już szczęśliwa.
Cody uderzył go w twarz, Dan walnął głową o ścianę i stracił przytomność. Cody go zostawił pobiegł do piwnicy. Zobaczył ją, leżała skulona w kącie, była nieprzytomna. Podbiegł do niej.
-Teraz będzie już wszystko dobrze, słyszysz. Candusia, kochanie obudź się, proszę.-szeptał siostrze do ucha. Gładził ją po włosach. Wziął ją na ręcę. Teraz była już bepieczna.
-Znalazłem ją!-krzyknął.
-Policja już jedzie-stwierdził Diego.
Facundo podszedł do przyjaciela, pogładził dziewczynę po głowie.
-A jeżeli to nie jest koniec?-zapytał patrząc czule na Candelarię
-Nie rozumiem-stwierdził Cody.
-Jeżeli to nie koniec koszmaru?...-popatrzył przed siebie.-...A jeżeli to dopiero początek?
-Przynajmniej jakiś początek.
-Karetka jest w drodze.-stwierdziła Włoszka.-Patrz co znalazłam na biurku.-podała Facundowi zeszyt.
-Myślisz, że...?
Pokiwała głową, po chwili usłyszeli dźwięk syren.

Lekarz wyszedł z jej sali, miał smutną minę, można było zobaczyć na niej uczucia.
Cody, podszedł do niego.
-Co jej jest? Doktorze, wszystko w pożądku?
Zaprzeczył ruchgem głowy.
-Dziewczyna jest bardzo mocno pobita, odwodniona i...
-Zgwałcona-dokończył Cody.
Pokiwał głową ze współczuciem
-Na, prawdę mi przykro. Znajdzićie tego kto jej to zrobił.
Odszedł.
-Doktorze?
-Tak?
-Możemy zabrać ją do domu?-pomyślał chwilę. Wahał się.
-Tak, myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
Cody wszedł do sali, gdy zobaczył swoją siostrę miał ochotę po prostu z tamtąd wyjść. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie.
Spojrzała na niego, tymi swoimi brązowymi oczymi. Nie umiał w nie patrzeć, nie teraz.
Nie wytrzymał podbiegł do niej i mocno przytulił z jego oczu popłyneły łzy.
Odsuneła się, nie chciała jego dotyku, nie chciała bliskości.
-Cande...-nic nie powiedziała odwróciła wzrok, pusto patrząc w okno.
Lodovica weszła do sali, położyła dłoń na jego ramieniu.
-Zostaw nas.-poprosiła.
Otarł łzy i odszedł, nie on nie chciał znowu tego przeżywać.
Włoszka usiadła na skraju jej łóżka.
-Cande, wszystko będzie dobrze, nie zostaniesz sama. Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale wiedz, że my zawsze będziemy obok Ciebie.
Dziewczyna popatrzyła na nią, po policzku spłyneła jej łza.
A ona miała wrażenie, że na chwilę nawiązała z nią kontakt, a jej oczy znowu były takie jak wtedy.
Niestety, po chwili to się zmieniło, Ledwie mrugneła, a w jej oczach znowu panowała pustka i ból.



Tak, wiem zawiodłam.
Napisałam beznadziejnie i jestem spóźnina. Ale już nie zanudzam.
Dzisiaj nie mam nic na Swoją obronę.

sobota, 20 września 2014

32. Utracone nadzieje

           Otworzyła oczy, znowu ją skrzywdził. Teraz czekała już tylko na śmierć. Nie chciała żyć, z tym co jej zrobił.
Nagle do pokoju wszedł Dan.
-Zadzwonisz to tych pożal się Boże kolegów i powiesz im, że uciekłaś, rozumiesz? Cały czas dzwonią, piszą. Nie sądziłam, że znajdzisz sobie tak szybko chłopaka. Spałaś już z nim? Co? Wie już jaka jesteś beznadziejna?
Schyliła głowę, po jej policzkach zaczeły spływać gorące łzy. Gdy była z Facu, zapominała już powoli o tym koszmarze. Zaczeła nawet powoli planować z Nim przyszłość. Myslała, że to on będzie jej pierwszym chłopakiem z którym sama będzie chciała spędzić noc. Niestety myliła się. Widocznie on nie był jej pisany.


    Przeszukiwali teren już od kilku godzin.
-Gdzie on ją do cholery wywiózł?!-krzyknął Cody uderzając o kierownicę ręką.
-Patrz, Cande dzwoni!
-Co? Odbieraj! Daj na głośnik-wyrwał telefon z rąk Lodo.
-Halo?-odedzwała się.
-Cande, kochanie gdzie jesteś?-zapytał łamiącym się głosem Facundo.
-Musicie coś wiedzieć, kocham Was! Wszystkich, przepraszam, że musieliście się ze mną męczyć. Ale na prawdę Was kocham, Facu kocham Cię. Myślałam że to ty będziesz moim... Przepraszam...-połączenie zostało przerwane. Facundo trzasnął drzwiami i wyszedł z samochodu. Rozpłakał się jak małe dziecko. Nie mógł jej stracić! Nie mógł.

-Nie posłuchałaś mnie!-krzyknął i uderzył ją w policzek.-Dostaniesz za to karę!
-Zabij mnie-cicho poprosiła.
-Nie, jesteś mi potrzebna-szepnął do jej ucha i znowu je pocałował.
Zbliżył się do niej pocałował mocno w usta. Nie potrafiła się już opierać i tak wiedziała co ją czeka.

-Idź po niego-powiedział cicho Cody.-Trzeba ją znaleźć.
Pokiwała głową i otarła łzy. Po chwili wróciła z chłopakiem.
Ruszyli, chodziaż sami nie wiedzieli gdzie. Cody skierował się w miejsce gdzie kiedyś mieszkali. Zatrzymał się przy starym domu. Wysiadł z pojazdu, co jego przyjaciele powtórzyli.
-To nasz dawny dom. Mój ojciec nadal może w nim mieszkać.-wyznał Cody patrząc pustym wzrokiem przed siebie.
Nienawidził tego miejsca. Tu przeżył z siostrą najgorsze chwilę swojego życia. Gdyby mógł wymazał by to miejsce z pamięci. Niestety, nie móg, nie potrfił...
-Wchodzimy?-zapytała Lodovica, podchodząc do Codiego i łapiąc go za rękę. Wiedziała jak bardzo mu teraz ciężko.
Pokiwał głową. Weszli do środka, drzwi były otwarte.
-Kto przyszedł?-usłyszali głos. Cody zadrżał to był on. Potwór zwany jego ojcem.
Mężczyzna pojawił się przed nim.
-Cody! Synku!-krzyknął ucieszony.
Chłopak cofnął się o parę kroków.
-Gdzie jest Dan?-zapytał przez zęby.
-Siadajcie-poprosił.
Nie chętnie usiedli na kanapie. Lodo ścisneła mocniej dłoń Codiego.
-Nie przyszedłem tu do Ciebie w odwiedziny. Dan porwał Cande jak myślisz, przez kogo? Przez Ciebie! To Ty upijałeś się w nocy, w dnie, cały czas! Wiesz co wtedy czułem?! Wiesz co Cande czuła?! A, wiesz co czuła gdy przyprowadziłeś do domu tego idiotę?! A wiesz co czuła gdy... gdy on ją zgwałcił?-spojrzał na swojego ojca. Który wydawał się być przestraszony.
-Ja na prawdę nie chciałem, synku!
-Nie masz już syna. Nie masz też już córki. Nie chcesz nam pomóc. To nie. -powiedział wychodząc wraz z innymi. Gdy znajdował się przed jego domem, z oczu pociekły mu łzy. Nie potrafił już nad nimi zapamować, Cande znowu została skrzywdzona, wiedział to Dan był nieobliczalny.
Przytulił się do Lodo, której nagle wpadło coś do głowy.
-Wiem, gdzie może być-wyznała.


   Ile mnie tu nie było?
Ehhh troszkę się zebrało, ale serio ja próbowałam coś napisać. To ta durna szkoła! Ej weźcie trzy tygodnie, a ja już jestem wykończona. Niby weekend, a ja i tak mam go za pewne zawalony. Muszę się uczyć na dwa sprawdziany i cztery kartkówki, masakra nie? Przypuszczam, że macie podobnie?
To u góry to kompletna masakra, ale jakoś nie umiałam tego sknocić. W następnym rozdziale uratują Cande, później jeszcze z dwa (jeden może więcej, zobaczy się xD) i epilog. Tsa, jak te kilka rozdziałów, będą tak samo beznadziejne jak te, to się chyba załamię, w ogóle oczekujcie czegoś w poniedziałek. Taki ważny dzień *-* xD. Nie nic..
Kończę tą durną notkę i wracam do sprzątania mojego burdelu (ta, mój pokój po całym tygodniu nauki nie wygląda dobrze xD)
Kocham Was. To, do następnego?



czwartek, 28 sierpnia 2014

31. Narastający koszmar

              Obudziła się w ciemnym, szarym pokoju. Usiadła na podłodze i dotkneła swojego czoła wyczuła ranę i sykneła lekko, bardzo ją to zabolało.
Usłyszała jak drzwi się otwierają, wystraszyła się posuneła do samej ściany.
Do pokoju wszedł Dan, zamkneła oczy.
-Witaj, już się obudziłaś?-zapytał podchodząc do niej na niebazpieczną odległość.
Pocałował ją w szyje, potem w policzek, a potem w usta.
W jej oczach zebrały się łzy, po chwili spłyneły one po policzkach. Nie wytrzymała, odepchneła go z wielką siłą. Upadł na ziemię. Wściekł się, uderzył ją w twarz.
-Gdy ostatnio się widzieliśmy, nie byłaś taka ostra.
Podciągnął ją za włosy do góry i uderzył jeszcze raz. Upadła na ziemię.
Wiedziała co chce zrobić. Dobrze wiedziała co ją teraz czeka.
     
      Wściekły wyszedł z komisariatu, obrócił się przotem do ściany budynku i uderzył w nią mocno ręką.
Lodovica, podbiegła do Niego i mocno się do niego przytuliła. Rozpłakała się. Bała się o swoją przyjaciółkę, Cody pocałował ją lekko w głowę. Ona dawała mu siłę.
-Co teraz robimy?-zrospaczony  Facundo.
-Skoro policja nie chce jej szukać, sami to zrobimy. A potem wsadzimy tego skurisyna do pudła.-wysyczał Cody.
-Jak myślisz gdzie On ją zabrał?-zapytała Włoszka.
-Nie mam pojęcia. Jedźmy do domu i ustalmy gdzie mogą być.
-Dobra, ale pośpieszmy się. On może...-nie dokończył, nie potrafił.
Wsiedli szybko do samochodu i odjechali.
Gdy byli na miejscu. Zapalili wszystkie światła i usiedli przy stole.
-Opowiedzcie nam o co w ogóle chodzi.-poprosił Jorge.
-Kochamy Cande, to nasza przyjaciółka.
-Dobrze-zgodził się Cody.
Wiedział, że jego siostra im ufa z resztą sam ufał tym ludziom.
Juź otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy do domu wparował Diego.
-Stary! Co ty tu robisz?-zapytał Ruggero.
-Mechi po mnie dzwoniła, nie ważne- machnął ręką-Co z Cande?-zapytał zdejmując bluzę i siadając obok Nicolasa.
-Cande została porwana.-wytłumaczył-I Cody właśnie, miał nam wytłumaczyć o co chodzi.
-Za pewne zauważyliście wszyscy, że Candelaria od początku była inna.-
Pokiwali  zdecydowanie głową.-Udawała chłopaka, nie ubierała sukienek, udawała twardą... w rzeczywistości taka nie była. Widzieliście kiedyś jak moja siostra płacze?
Nie widzieliście. Prawda?-westchnął ciężko, za chwilę wyjawi największy sekret  swojej Candusi.- Ona miała bardzo trudną przeszłość. Jej mama zmarła gdy Cande była jeszcze mała, zostałem z nią tylko ja i ojciec, no właśnie ojciec. Po śmierci mamy, ojciec zaczął nas bić, znęcał się nad nami, aż któregoś dnia przyprowadził do nas takiego faceta, oświadczył iż to nowy chłopak Candelarii.  Zatkało nas. Jednak wydawało mi się, że z czasem Cande się w nim zakochała, byłem idiotą, ona nie kochała Dana, ona kochała jego kumpla, kochała kuzyna Facunda. Kochała Jacka, a on nie zasłużył na jej miłość. Okazało się, że sprawdzał wierność Candusi. A ona się zakochała i srogo za to zapłaciła.Na jakiejś imprezie Jack mu powiedział, Dan bardzo się wściekł i...-przerwał, zamknął oczyw których powoli zaczeły pojawiać się łzy. Wszyscy  z zapartym tchem
go słucha-i zgwałcił Candelarię.-wyszeptał, otwierając oczy, które całkowicie się znieniły. Po jakimś czasie okazało się, że Cande jest w ciąży. Zabrałem ją, daleko od tego świata. Tylko, potem wydarzyło się coś jeszcze gorszego mój siostrzeniec zmarł. Miał wypadek i zginął. Teraz znacie już całą prawdę. Wiecie co Cande ukrywała przez cały czas.
Nikt się nie odedzwał, wszyscy milczeli. Nie wiedzieli co powiedzieć, nie po czymś takim. Nikt nie spodziewał się takiej informacji.

               Kolejny raz rzucił ją na ziemię, była już ledwo przytomna. Sprzeciwiała mu się, jak tylko mogła, niestety wraz ze swoimi kolegami, okazał się silniejszy. Gdy dziewczyna nie miała już szans kazał im opuścić pokój.
-No malutka, teraz jesteśmy sami.-powiedział klękając na ziemię i przysuwając się do niej. Zamkneła oczy i próbowała się od niego otsunąć. Niestety wszelkie próby spełzły na niczym. Dan naparł na jej ciało. Pocałował ją zabarczo, ściągnął siłą z niej koszulkę, cicho załkała, nie chciała by to zrobił, nie chciała znowu cierpieć.
Uśmiechnął się szeroko, wyglądał okropnie.
-Jesteś taka seksowna.-szepnął jej na ucho. Pociągnął za włosy i namiętnie pocałował.
Resztkiem sił odciągneła go od siebie z głośnym krzykiem, zalała się łzami.
-Mmmm kocie
 Przysunął się do niej, patrzyła na niego, był nieobliczalny. Znowu ją to czekało.
Znowu czeka ją to samo. Tylko czy tym razem, również się z tego podniesie?





       Elo, melo!
Ale, długo musiałyście czekać, na ten rozdział. Ale tym razem mam usprawiedliwienie. Otóż byłam w szpitalu, sama nie wiem po co, skoro i tak mnie nie wyleczyli i nawet nie powiedzieli co mi jest xD. A teraz też leże w łóżku z gorączką, no już nie mówie jak się czuje, bo mnie Justi i Pati zaś opierdzielą, za to, że o siebie nie dbam itede.
Co do rozdziału to... o maj gasz jakie to beznadziejne xD. Dno kompletne, normalnie chodząca masakra! Taka dramaturgia i w ogóle, ale tak ma na razie być. Jeszcze pare rozdziałów, epilog i koniec. I tak macie mnie już dość, prawda? Prawda!
O ludzie! W poniedziałek do szkoły! Nie, no nie! Ja nie chce! Teraz to będę kuła na maxa xD. No ratunku! Ja nie chce tam wracać! Jeden plus. Odzyskam komputer o tak! W końcu! 
Boże, jak ja dużo gadam xD.
Tak, czy siak. Bardzo Was kocham.
I życzę powodzenia w nowym roku szkolnym! 
Bay.

sobota, 9 sierpnia 2014

30. Głucha cisza

Z zaciśniętymi powiekami obróciła się na pięcie w Jego stronę.
-Otwórz oczy kocie.-głośno wciągneła powietrze i otworzyła oczy.
Ukazał się jej oczom, nic się nie zmienił. 
-Czego chcesz?-zmusiła się do odedzwania do tego typu.
-Jak to czego? Ciebie.-zbliżył się do Niej, a ona odsuneła się i oparła o ścianę.
Bała się, cholernie się bała, ale nie chciała mu tego pokazać. Zamierzała z tym skończyć raz na zawsze
-Nie dotykaj mnie.-popchneła go tak mocno, że uderzył w ścianę.
Skierowała się do wyjścia.
-Chłopaki!-zawołał Dan, a do łazienki wszedło dwóch tęgich mężczyzn, którzy złapali dziewczyne za ramiona i przytrzymali przy ścianie. Zamkneła oczy.
Dan podszedł do dziewczyny i pocałował ją delikatnie w policzek. Drgneła, wszystko wróciło. Poczuła jak do Jej oczu napłyneły łzy.  Postanowiła się opanować. Zacisneła mocno zęby, wyrwała rękę z uścisku i z całej siły uderzyła Dana w twarz. Chłopak
pod wpływem uderzenia upadł na ziemię a z jego nosa pociekła krew, którą oterł rękawem bluzy.
-Zmieniłaś się. Lubię takie ostre laski.-podniósł się z ziemi i znowu do Niej podszedł.
Złapał ją za podbródek, a ta wyrwała się z Niego.
-Zabieramy ją.-stwierdził.-Zobaczcie tylko czy Jej przyjeciele gdzieś tam nie są.
Dan wyciągnął z torby taśmę klejącą i odkleił kawałek, który nakleił na ustach Rudej.
Ona wiedziała, że zaczyna się dla Niej kolejny koszmar. Nie przypuszczała jednak, że z tego może się już nie podnieść. 
Jeden z mężczyzn puścił Candelarię i wyszedł sprawdzić czy nikt nie stoi na drodzę.
Na drodze nikogo nie napotkał.
-Czysto-powiedział.
Zabrali dziewczynę i wyszli tylnym wejściem.
Po czym wsadzili wyrywającą się Candelarię do czarnego samochodu i odjechali  z piskiem opon.
-No to Candelario czeka nas niezła przygoda.

-Co ona tyle tam robi-zapytał Cody.
-Nie mam pojęcia.
Zobaczyli jak jakiś czrny samochód odjeżdża z parkingu.
Cody otworzył szeroko oczy znał ten samochód widział go w urodziny jego siostry.
-Facundo, idź sprawdzić czy Cande jest w łazience. To samochód Dana.
Chłopak szybko pobiegł w stronę łazienki, jakby to im szybciej tam dobiegnie miało zmienić bieg wydarzeń.
-Myślisz, że...-Lodovica się zawachała.
-Tak, właśnie tak myślę.
Facundo wbiegł do łazienki.
-Candelaria!-głucha cisza. -Cande!
Zaczął otwierać wszystkie drzwi po kolei niestety nikogo tam nie było.
Stacja benzynowa o tak późnej godzinie była pusta.
Na podłodze zobaczył krew, nie wytrzymał. Do jego oczu napłyneły łzy.
Usiadł w kącie i zacząk głośno płakać. Nie wstydził się łez. Teraz go to nawet nie obeszło. Obwiniał się za to, że Jego dziewczyna najprawdopodobniej została porwana. Przecież mógł wtedy iść z Nią, mógł się uprzeć i odprowadzić Ją do tej cholernej toalety. Na samą myśl co jego dziewczyna może teraz przeżywać poczuł ukłucie w żołądku. Zdawał sobie sprawę z tego kim jest Dan.
Musiał wziąść się w garść! Musiał ratować Candelarię!
Wstał i wyszedł z łazienki trzaskając drzwiami.
Dochodząc do samochodów usłyszał rozmowę swoich przyjaciół.
-Nic nie rozumiem! Kim jest ten Dan i czego do cholery chce od Candelarii?!-powiedział Ruggero
-Ja też nic z tego nie rozumiem. To był ten sam kolo co na jej urodzinach.
Facundo pojawił się obok Nich. Nie musiał nic mówić, wszyscy wyczytali z jego twarzy to co mieli wiedzieć.
-Płakałeś.-zauważył Cody.-Nie mam jej tam prawda? Nie pozwolę żeby on znowu ją skrzywdził. Nie pozwolę na to!-uniósł się.
Lodo zaczęla płakać i przytuliła się do Codiego, który był najbliżej niej.
-Jedziemy na policję-stwierdził brat Cande i delikatnie odsunął Włoszkę od siebie.-znajdziemy ją-przemówił patrząc jej prosto w oczy.
-Zaraz, zaraz czy o czymś nie zapomnieliście? Może nam łaskawie wytłumaczycie o co tu chodzi?-zapytała zdenerwowana Mechi.
-Teraz nie mamy czasu. Cande żłożyła na policję to co stało się wtedy?-zapytał Facundo, gdy wszyscy wsiedli do samochodu.
Cody zaprzeczył ruchem głowy.
-Wyjechaliśmy, Candusia chciała o tym zapomnieć. Nie chciała przechodzić przez te wszystkie zeznania. Po za tym Dan jest bogaty, może załatwić wszystko.
Candelaria wolała odpuścić.
-Myślisz, że uwierzą?-zapytała Lodo
-Nie wiem, ale zrobię wszystko żeby zaczęli jej szukać. Nie pozwolę jej już skrzywdzić. Za dużo przeszła.
Resztę drogi przebyli w milczeniu. Gdy dojechali na miejsce dojechały dwa samochody.
-Zamierzasz im powiedzieć?-zapytała Codiego Lodovica patrząc na swoich przyjaciół
Chłopak westchnął. Pokiwał zdecydowanie głową.
-Cande może Ci tego nie wybaczyć-szepnął Facundo
-O ile wogóle do nas jeszcze wróci.
-O co chodzi? Chcemy wiedzieć!-Ruggero się zdenerwował.
-Najpierw musimy zawiadomić policję.


Przybyłam! I w końcu napisałam ten rozdział, wiem troche mi to zajęło. Wiem jest beznadziejny, no trudno! Chyba się już przyzwyczailiście co? Czy Wy też czujecie szkołę? Mnie to już zaczyna przerażać, szkoła, wszędzie szkoła. Wizja trzeciej klasy mnie dobija, Ola rozumiesz mnie? Dobra kij z tym.
Do następnego.



piątek, 25 lipca 2014

29. Dan



    -Cande!-Zawołał Facundo
-Co?!-odkrzyknęła ze swojego pokoju.
-Jesteś gotowa?
-Chyba tak
-W takim razie chodźmy.-wszedł do jej pokoju i sięgnął po walizkę.
-Nie musisz mi pomagać. Sama umiem znieść walizkę.
-Umiesz, ale już nie musisz. Masz mnie.-powiedział i pocałował ją delikatnie w usta.
Po czym zabrał jej bagaż i odszedł.
Uśmiechnęła się szeroko-taki chłopak to skarb.

    Wsiedli do samochodu, podzielili się na dwa pojazdy. Ona, Facu, Lodo i Cody jechała samochodem Codyego. A reszta jechała w samochodzie Nicolasa.
Facu oczywiście zdeklarował Codiemu, że w połowie drogi, zmieni się z nim i to on będzie prowadził. Wybrali noc na podróż. Właściwie na miejsce planowali przyjechać po piątej nad ranem ale nigdy nie wiadomo.
Candelaria położyła głowę na ramieniu swojego chłopaka. On uśmiechnął się i pogładził ją delikatnie po włosach.
-Czeka nas długa podróż, spokojnie możesz się przespać.-powiedział Facundo i pocałował ją w głowę.
Cody zaśmiał się pod nosem.
-Jak słodko-zauważyła Lodo i włożyła sobie słuchawki do uszu, zagłębiając się w siedzeniu samochodu.
Ruszyli w podróż nikt z Nich nie podejrzewał w co może zamienić się zwykła wyprawa na wakacje.

-Cande?-szepnął chłopak.
Dziewczyna otworzyła oczy, zamrugała parę razy i ziewnęła zasłaniając usta ręką.
-Mamy przerwę, idziesz rozprostować nogi?-zapytał Cody
-Dobrze, idziemy? Zapytała już nieco rozbudzona, szturchając przyjaciólkę, która siedziała obok niej.
-Co już, już jesteśmy?-zapytała Lodo wybudzona z głębokiego snu.
-Nie ale mamy przerwę, idziesz się przejść.
-Tak kupie sobie kawę na tej stacji.
-Okey.
Wszyscy opuścili samochód, a Cody zamknął go.
-A gdzie reszta?-zapytała Ruda.
-Zaparkowali z drugiej strony.
-Idę do łazienki.-stwierdziła Lodovica.
-Dobrze tylko się nie zgub.
-Bez obaw-rzuciła tylko i skierowała sié w przeciwną stronę.
Grupa przyjaciół postanowiła się przejść, przecież czekała ich jeszcze długa droga.
Chodź-powiedział Facu do swojej dziewczyny i pociągnął ją za rękę.
-Za dwadzieścia minut macie być z powrotem-krzyknął za Nimi Cody.
-Dobrze.
Chłopak zabrał Candelarię w ustronne miejsce. Chciał po prostu choć na chwilę sam na sam.
-Po co mnie tu wyciągnąłeś?
-Chciałem żebyś choć na chwilę była tylko moja-zaśmiała się głośno
-Na wakacjach mamy przecież razem pokój.
-Tak to robota Twojego brata.
-No jak zwykle-przyznała.
-Kochom Cię ruda wiesz?-zapytał zbliżając się do niej.
-Ja też Cię kocham hipopotamie-ich usta spotkały się w czułym pocałunku.
Romantyczną scenę przerwał telefon dziewczyny.
Odsuneła się od niego i nie patrząc kto to odebrała.
-Halo?
-Cande? No w końcu ktoś odebrał.
-Diego? Czemu dzwonisz?
-Chciałem Wam przekazać, że jestem już na miejscu.
Dziewczyna nic nie rozumiała.
-Na jakim miejscu?-po drugiej stronie nic się nie odzywał.
-Chłopcy Ci nie powiedzieli?-zapytał w końcu.
-O czym?
-No, że spotykamy się na wakacjach a potem do Was wracam.
-Musiało i umknąć-powiedziała z zaciśniętymi zębami-zdenerwowana całą tą sytuacją.
-To ja już kończę-wyłączył się.
-Czemu nie powiedziałeś mi, że Diego wraca-zapytała wyrzutem swojego chłopaka.
-Diego wraca?-zapytał równie zdziwiony Facundo.
-Widocznie ty też nic nie wiedziałeś-stwierdziła opanowując się trochę. -Chodź musimy znaleźć resztę.
-Dobrze, ale opowiedz mi o co chodzi.-pokiwała głową i opowiedziała mu całą historię.
-No to nas załatwili-podsumował. Ona tylko pokiwała głową.
Podeszli do auta gdzie wszyscy się już zebrali.
-Czemu Nam nie powiedzieliście, że Diego wraca?-zapytał z wyrzutem.
-Kurcze? Na śmierć zapomniałem Wam o tym powiedzieć!! Przepraszam.-Krzyknął Ruggero.-Spotykamy się z nim na wakacjach a potem na stałe wraca do Nas.-objaśnił.
-Och musisz chyba wsiąść coś na sklerozę.-dogryzł Facundo.
Ten tylko się do niego uśmiechnął i wsiadł do wozu. Oznajmiając wszystkim, że już czas w drogę.
-Teraz ja kieruje-zauważył Facundo.
-Dobrze, to co siostra wsiadamy.
-Idę jeszcze do łazienki.
-Boże, Cande nie mogłaś iść ze mną?-zapytała Lodo
-Żadnego Boga tu nie ma. I nie, nie mogłam zaraz wracam.
-Pójdę z Tobą zaproponował Facundo.
Dziewczyna zgromiła go wzrokiem.
-Poradzę sobie.-skierowała się w stronę łazienki.
Gdy skończyła, spojrzała w lustro. Skrzywiła się, nie wyglądała za dobrze, miała cienie pod oczami, poplątane włosy i była blada. Westchneła. Ochlapała twarz wodą i właśnie zamierzała zawrócić, niestety ktoś jej przeszkodził.
-Candelaria, witaj, znowu się spotykamy.
Słysząc jego głos zdębiała, strach ją sparaliżował, zamkneła oczy, modliła się żeby to był tylko zły sen. Nie miała wątpliwości, to On. Koszmar jej życia, przekleństwo na, które została skazana. On powróciła wraz z Nim cały koszmar.
-Dan


Jest i rozdział! Zauważyłycie, że nie jest beznadziejny? Wiecie dlaczego? Bo to nie ja go pisałam. xD Rozdział powstał dzięki Natce, Sonii i Pawłowi (czy to nie dziwne, że pietnastoletni chłopak lubi Violettę? O.o) Ja nie umiałam go za wszelką cenę napisać, ale teraz już sobie poradzę, bo została wprowadzana akcja xD
I jak Wam mijają wakacje? Ja nie narzekam. Chodziaż będę się musiała znowu z Wami rozstać od środy do niedzieli wyjeżdżam (wychodzę?) na pielgrzymkę Rybnicką pewnie teraz zastanawiacie się co to jest? Aaa cztery dni się idzie na pieszo do Częstochowy. Ja tam nawet to lubię, ale już czuję jak mnie nogi bolą xD
W związku z tym nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Tak jak nie wiem czy napiszę w środę tego Shota na bloga, ale postaram się. 
Właśnie macie pozdrowienia od Pawła, Natki i Sonii, mam Wam przekazać, że się starali i mają nadzieję, że to docenicie i Wam się spodoba.
Kończę tę bezsensowną gadkę-szmatkę. Chodziaż nie jeszcze coś!
Kocham Was wiecie?

czwartek, 17 lipca 2014

Z serii Carrots nudzi xD

      Nie wiem czy zauważyłyście, ale nie było mnie tu jakiś czas. Powód? Jakaś zła passa! Najpierw zchrzanił mi się komputer, potem tablet, potem siostra zablokowała mi telefon, a gdy już mój poryty tablet był sprawny to oczywiście blogger dostał downa i mi się nie odtwarzał a na koniec zepsuł się modem! Tak więc musiałam bite dwa tygodnie siedzieć bez internetu. Normalnie świetne wakacje. Komputer odzyskam dopiero w wrześniu  (znajcie mądrość mojej mamy, która twierdzi, że odtrutka od komputera na pewno wyjdzie mi na dobre.) Internet odzyskałam dopiero dzisiaj. Mam sporo zaległości, ale spoko już nadrabiam. Nie wiem kiedy napiszę rozdział bo nie nawidzę pisać na tablecie. Ale myślę, że coś za nie długo naskrobie. Jeszcze nadmiar weny mnie dobija, jak jej potrzebuje to jej nie ma, a jak mi nie potrzebna to objawia się w nadmiarze! Co za bezsens! Mam nadzieję, że się aż tak bardzo na mnie nie zawiodłyście. Chodziaż nie, zawiodłam na całej lini przepraszam.
Tssa skleroza nie boli, zauważyłam, że nominowałyście mnie do LBA bardzo dziękuję w najbliższym czasie postaram się odpowiedzieć (czytaj; o ile mój tablet i blogger uspokoją downa xD) nie wiem czym ja sobie na Was zasłużyłam, kocham Was wiecie?

niedziela, 29 czerwca 2014

28. Wsparcie

    Trzymał ją w Swoich ramionach i mocno obejmował. Nie chciał puszczać, nie chciał zostawiać jej samej. Po jakimś czasie dziewczyna odsunęła się od Niego i skierowała się z powrotem  w stronę łóżka.
-Widzisz, że nic mi nie jest. Możesz już iść. Jest już późno. Dobranoc.-mówiła pustym głosem i położyła się odwracając do Niego plecami. Wiedziała, że ta noc będzie straszna, nie chciała jednak by Facundo po raz kolejny widział jaka jest bezbronna i jak życie ją przerasta.
Usiadł obok Niej i pogładził po plecach
-idź się przebierz w piżamę, ogarnij się a ja tu na Ciebie poczekam.
Podniosła się i mocno do Niego przytuliła.
-Obiecujesz, że jak wrócę to Ty dalej tutaj będziesz?-zapytała unosząc na Niego wzrok.
-Obiecuję-powiedział i pocałował ją w czoło.
Zabrała piżamę i poszła do łazienki.
         To niebywałe jak szybko zmieniała zdanie To On tak na Nią działał, to On sprawiał, że stawała się inna.
Wyszła z łazienki z obawą, że Jego już nie będzie, gdy jednak ukazał się jej oczom uśmiechceła się lekko i przytuliła.
-Nie chce żebyś mnie zostawiał-wyznała
-Nigdy Cię nie zostawię-powiedział, gładząc ją po włosach.
-Dzisiejsza noc będzie koszmarem-stwierdziła tulą się do Niego.
-Wiem-stwierdził z żalem-nie chciał aby cierpiała.-Dlatego będę przy Tobie.
-Na dobre i na złe, na zawsze.-powiedzieli jednocześnie i złączyli razem ręce.
-Spróbuj zasnąć-poprosił.
-Boje się-cicho wyznała i skuliła się.
-Spokojnie jestem przy Tobie.
Zamknęła oczy.i zasnęła.
Gdy zorientował się, że Jego dziewczyna zasnęła. Powoli położył ją na łóżku i przykrył kołdrą.
-kocham Cię Cande-szepnął pocałował ją w czoło i cicho wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Zszedł na dół i zobaczył, że nikt jeszcze nie śpi.
-I co udało Ci się z Nią porozmawiać?-zapytał Cody.
Chłopka pokiwał głową.
-Zasnęła-powiedział a Cody z ulgą usiadł na kanapie.
-Co teraz zrobimy? On wrócił.
-Nie wiem Facu. Nie wiem, martwię się o Nią-mówił brat dziewczyny
-Ja też, ja też. Jeżeli on wrócił to nie jest dobrze. Jest fatalnie. Candelaria jest w okropnym stanie.
Cody westchnął i załamał ręce.
-To i tak cud, że Cię wpuściła. Właściwie jak Ci się to udało?
-Zagroziłem, że wyważę jej drzwi.
Cody się lekko uśmiechnął. Z tej całej sytuacji cieszył go fakt, że Jego ukochana siostrzyczka znalazła wreszcie chłopaka, który na Nią zasługiwał, znalazła wreszcie swoją miłość.
       
            Obudziło go wiercenie się dziewczyny w łóżku. Otworzył oczy i przywołał do siebie myśli, a tak. Zamierzał się położyć już spać przed tem jednak postanowił zajrzeć do Cande. Okazało się, że dobrze zrobił. Dziewczyna miała koszmary; płakała i krzyczała przez sen. Facundo postanowił, że ją uspokoi i niewiadomo kiedy sam zasnął.
        Popatrzył na swoją ukochaną przewróciła się na drugi bok i lekko się uśmiechnęła, śniło jej się coś miłego. Przyglądał jej się przez dłuższy czas i zastanawiał się jak taka delikatna i krucha osoba może znieść tyle bólu, tyle cierpienia. Nie potrafił sobie wyobrazić jak ten dupek mógł Jej to zrobić, od razu zagotowała się w Nim krew, nie świadomie ścisnął ręce w pięści. Obiecał sobie, że już nikt nigdy więcej jej nie skrzywdzi. Dobrze wiedział, że Ona już zawsze będzie pamiętać, będzie pamiętać o gwałcie, będzie pamiętać o Patricku, będzie pamiętać o brutalnej przeszłości. Ale wiedział też, że razem będą w stanie pokonać wszystko. Już miał przed oczami swoją żonę-Candelarię i dwójkę słodkich dzieci. On byłby szczęśliwym ojcem i mężem i chronił by swojej rodziny. Gdy Facundo zorientował się co chodzi mu po głowie, przestraszył się własnych myśli.
Dopiero później doszedł do wniosku, że przecież to nic takiego. Kocha Candelarię i chce z Nią spędzić resztę  życie. Czy to takie dziwne?
           Otworzyła oczy i pierwsze co ujrzała była Jego twarz, uśmiechnął się do Niej szeroko.
-Jak się czujesz?-zapytał
-Chyba dobrze, nie wiem-podniosła się do pozycji siedzącej i przetarła oczy.
-Idź się przebrać idziemy na śniadanie-pokiwała lekko głową.-Czekamy na dole
Już się podnosił i zamierzał opuścić jej pokój. Kiedy zatrzymał go głos dziewczyny.
-Facundo-odwrócił się do Niej-dziękuję.-wyszeptała Uśmiechnął się. Podszedł do Niej i pocałował ją w czoło.
-Nie masz za co dziękować. To ja powinienem podziękować za miłość mojego życia.


  Witajcie! W końcu udało mi się napisać ten rozdział no! Kij z tym,  że wyszedł całkowicie fatalnie.
Kij z tym. Ludzie! Wakacje się zaczęły! Właściwie to były one już od jakiegoś tygodnia, bo nie wiem jak Wy ale my nic na lekcjach nie robiliśmy, po za graniem w wisielca i siedzeniu na wi-fi szkolnym.
Jakie macie świadectwo? pasek? Ja mam pasek ale w spodniach xD Nie serio jak macie pasek to chylę pokłony. Ja tam mam średnią powyżej cztery i gitez majonez.
Czy Wy też macie taki zaciesz z wakacji, dwa miesiące laby. Macie jakieś plany, czy raczej siedzicie w domu. Ja planuję coś nie coś, ale jeszcze czasu troszkę. Miałam napisać jedną, krótką składną notkę a wyszło... jak zawsze. Kij nie ważne. Idę już spać, błędy poprawię jutro.
Życzę miłych wakacji i jak to mówią nauczyciele bezpiecznych!!!
I jeszcze zapraszam na nowy rozdział na blogu moim i Pati KLIK
Kocham Was jeszcze mocneiej niż wakacje <3333

wtorek, 24 czerwca 2014

Wracam?

Hej. Emm sama nie wiem co mam tutaj napisać. Nie mam pojęcia co teraz mam robić. Ostatnie wydarzenia bardzo mną wstrząsneły. Bardzo boli mnie fakt, że ktoś chciał mie zniszczyć. No cóż czyli wychodzi na to, że mu się nie udało? Ja sama nie wiem. Ostatnim czasem nic nie napisałam i tak na prawdę bardzo mi tego brakowało, bo to moja pasja, prawda? A to, że nie umiem tego robić to inna rzecz. Właściwie to muszę Wam podziękować, tyle dla mnie zrobiłyście. Nie spodziewałam się, że jestem dla Was aż taka ważna, że moje odejście wywoła taką burzę na blogspodzie, ba w ogóle myślałam, że nikogo to nie obędzie. Dziękuję, bardzo Wam dziękuję dzięki Wam jestem tutaj i piszę tego posta. Za każdym razem gdy wchodziłam na Wasze blogi i widziałam tam coś dla mnie w moich oczach pojawiały się łzy. Ta cała sytuacja uświadomiła mi Jakie jesteście dla mnie ważna, jak bardzo potrzebuje pisania. Jak widzicie odzyskałam konto przywróciłam, widocznie wszystko jest możliwe.
Tak bardzo Wam wszystkim dziękuję. Dobrze wiem,  że nie uda mi się już wszystkiego odbudować. Miałam już tak wiele... niestety ktoś sprawił, że nie chciałam mieć już nic wspólnego z moją pasją.
Jak mogło się to stać? Widoczne tak już jest. Zrozumiałam też jedną, bardzo ważną rzecz;
"W życiu bowiem istnieją rzeczy o które warto walczyć do samego końca." Dzięki Wam będę walczyć nie poddam się mimo wszystko. Czy będziecie ze mną do końca? Czy wytrzymacia z taką mną? No ja tego nie wiem. Ja bym chyba nie wytrzymała.  Tak więc wracam.    Cieszycie się czy żałujecie.
muszę Wam jeszcze coś powiedzieć otóż, to tylko dzięki Wam wracam chcę żebyście to wiedziały.
Na prawdę gdy wchodziłam na blogera byłam załamana. Po całej tej akcji z odejściem również.
A dzisiaj? Dzisiaj się uśmiecham i chcę wrócić a myślałam, że do tego już nie dojdzie.
A tu proszę takie coś. Na pewno chcecie żebymm wróciła?
No i jeszcze jedna sprawa bo z Pati to ja se załatwie.
Ale dziewczyny co ja mam teraz zrobić z Naszym blogiem z OS? Oczywiście jeżeli chcecie i przyjeliście już kogoś na moje miejsce to nie ma sprawy ja się  spokojnie usunę. Także no...
Bo tak w ogóle to macie pozdrowienia od Sonii, która za Swoje niecne czyny zawisła na klamce do dziwi z łazienki szkolnej. xDD

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję, przepraszam i kocham Was bardzo, bardzo mocno.

Od Sonii; Wcale nie!!! Ty się w ogóle ciesz, że ja to napisałam bo by Cię tu nie było Ba dum sssttt.
I tak wiem,  że mnie kochasz xD  A teraz do wszystkich, widzicie jakie My wszystkie jesteśmy mądre doprowadziłyśmy do powrotu Werki, co nie było prostą sprawą. Wygrana Nasza. Radujcie się!

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Nie pozwólmy Jej odejść!

Nie, to nie tak jak myślicie. Dzisiaj wita się z Wami Sonia-przyjaciółka Wery, i nie nie jestem tu po to aby prowadzić bloga. I nie, nie przybywam z rozdziałem czy coś w tym stylu. Przychodzę z wieściami i to nie za wesołymi wieściami. Otóż Weronika czy też Carrots jak to zwykłyśmy ją nazywać odeszła. Po prostu usunęła konto Google i nie ma zamiaru wracać. Ciekawi was powód prawda? Powód jest bardzo prosty, ludzie tak to właśnie ludzie sprawili, że Wera się poddała, a jak?
Pewien człowiek, któremu mam ogromną ochotę przypierdolić (sorry, ale nerwy Nas ponoszą, a i Pati tu nie chodzi o Tomka jemu już przypierdoliłyśmy xD) po prostu włamał się na konto Naszej kochanej Werki. Jak to zrobił to ja nie mam zielonego pojęcia, może blogger zapamiętał coś na komputerze szkolnym bo przecież Wera tam pisała, a może ktoś  zgadł hasło. Nie wiem na prawdę nie wiem. Ale powiedzcie mi jakim trzeba być człowiekiem żeby zrobić coś takiego?! Chcecie wiedzieć co ta osoba zrobiła? ja Wam chętnie opowiem, na tym blogu pisał posty specjalnie dla Carrots żeby Ona je czytała i w końcu doproweadziła do końca swoją karierę. Przykład?

"Kurwa mać Carras ale ty głupio piszesz ja pierdole. Jak tak czytam te twoje porzal się boze rozdziały to asz się zastanawiam skąt się tacy ludzie biorą. Tak wogule to wiersz rze zblirza się twuj koniec?
Jeżeli nie usuniesz tego bloga to opublikuje pewien post w kturym obrarzasz wszystkie idiotki które czytają tego bloga. A oprócz tego, napiszę post na twoich innych blogach kture prowadzisz nie sama prawda? Ciekawe jak one zareagują na takie posty. Pomyśl szmato pomyśl. Twoje psiapsióly z tego bloga możśe się im zrobić przykro co?"

No to właśnie jeden z postów, które zamieściła ta osoba na tym blogu. Szczerze to mam ochotę strzelić w nią słownikiem. No kurde nie dość, że rujnuje komuś życie to jeszcze pisać nie umie.
Myślę, że teraz już domyślacie się dlaczego Wera nie dodała żadnego rozdziału ani posta, po prostu jak coś już napisała to ten hejter jej to usuwał a po za tym nie mogła, nie potrafiła. Weronika stwierdziła, że nie chce nikogo ranić i usuneła konto. mówi, że nic się nie stało ale ja widzę jak jest  ta sprawa trwa już od kilku dni. I na prawdę to okropne co się dzieje. Właściwie prosiłam Werkę żeby po prostu zmieniła hasło na blogerze albo nawet zrobiła sb. nowe konto. Ona jednak stwierdziła, że coś jest nie tak, że musi się pogodzić i zapomnieć i, że już nie powróci do bloga. Że bardzo go kochała ale nie pozwoli aby ktoś przez Nią cierpiał, Nie chcąc skrzywdzić innych skrzywdziła siebie samą.

Weronika sama z siebie nie powiedziała mi, o tym wszystkim. sama się dowiedziałam; byłam u Carrots i chciałam zobaczyć czy napisała już rozdział biorę tableta wchodzę na bloga i co widzę, posty zatytułowane "Witaj szmato" "To już twuj koniec kurwo" no i Wercia nie mając wyjścia musiała mi o wszystkim powiedzieć. Dzisiaj podjeła ostateczną decyzję i usunęła konto.
Chciała się z Wami pożegnać aale nie potrafiła. Więc robie to ja mądra Sonia. Gdy Wera szykowała się do usunięcia ja wziełam jej tableta i wysłałam sb. zaproszenie do współtworzenia bloga i tak oto tu jestem. Tak na prawdę to Wera jest bardzo mądra i zna mnie na wylot, po prostu domyśliła się co chce zrobić kazała mi przekazać Wam, że jej przykro, że odchodzi tak bez słowa, i że przeprasza nie chciała tak zakończyć tego opowiedania.

Mam przeprosić od Werki Patrycję; Patti Wera przeprasza Cię za to, że tak zostawia Cie z Waszym wspólnym dzieckiem (nie wiem czy Ci Werka wspominała ale ja jestem Jego ciocią ^^) ale nie potrafiła Ci tego powiedzieć, przykro jej, że tak się to potoczyło chciała pisać na tym blogu do końca razem z Tobą. Jednakże sprawy mają się inaczej i teraz wera ma do Ciebie ogromną prośbę; chce żebyś sama dokończyła ten blog, Wera w Ciebie wierzy (tak jak i ja)
i wierzy, że sobie poradzisz, mówi, że jesteś zdolna i nic Cię nie powstrzyma.

Kazała mi również przeprosić dziewczyny z bloga z OS. Werka bardzo żałuje, że nie będzie mogła z Wami pisać, gdy dołączyła do drużyny, myślała, że to szczyt jej marzeń, niestety rzeczywistość bywa brutalna. Tu jednak Werka jest pewna, że sobie poradzicie. Mówi, że jest wiele chętnych na jej miejsce.

Carrots kazała mi też przekazać, że nadal czyta wasze piękne blogi i, że nigdy nie przestanie, zawsze bądzie, może nie będzie komentować. Ale będzie czytać wszystko i będzie z Wami do końca.

Dobrze, tak na prawdę Wercia chciała napisać wam pożegnanie i zaczęła robić także posta z tym włśnie celem o dziwo ten hejter nie usunął go i ja ponieważ nie znam was tak jak ona po prostu go skopiuje, cóż najwyżej jutro zawisnę na klamce do wejścia łazienki xD
Więc zaczynamy:

"Kochane, nie myślałam, że to się tak skończy, bardzo was kocham i tak na prawdę za każdym razem odsuwałam od siebie myśl, że mogłabym skończyć pisać niestety sprawy potoczyły się nieco inaczej.
Z tego miejsca pragę podziękować;

-Justynko dziękuję Ci. Byłaś ze mną od początku, nie wiem czy pozostałaś do końca ponieważ nie miałam okazji zobaczyć Twoich komentarzy. Jesteś bardzo utalentowaną osobą, widziałam, że założyłaś bloga z OS uwierz czytałam już One Shota o Lemi, był wspaniały. Zawsze zazdrościłam Ci talentu, podziwiałam Cię, pisałaś zawsze, a ja nigdy w Ciebie nie zwątpiłam. Jesteś cudowną osąbą. Będziesz się rozwijać i w przyszłości na pewno zostaniesz słynną pisarką. Dziękuje, że mogłam czytać i że nadal będę mogła czytać Twoje dzieła.

-Zuziu-wiem, nie zawsze komentowałaś, nie wiem także czy czytałaś. Ale ja czytałam Twojego bloga. Rzeczywiście ostatnio napisałaś w Swoim poście że się zmieniłaś to prawda. Dorosłaś. Twój styl pisania bardzo się rozwinął. Pamiętak o tym abi nigdy się nie poddawać. Jesteś na prawdę dobra w tym co robisz więc nie przestawaj. Dziękuję,że byłaś.

-Alexandra Rostkowska- Wiem, że zagościłaś na moimj blogu, czy dalej czytasz? Tego nie jestem w stanie określić. Mimo wszystko pragnę Ci z całej siły podziękować. Czytam Twojego bloga, którego piszesz z koleżanką, czytałam, czytam i czytać będę zawsze a wiesz czemu? Ponieważ jest świetny. Dziękuje, że jesteś.

-Julia Suchorska-Ty również czasem komentowałaś, może i czytałaś tego nie wiem. Jednakże wierzę, wierzę że czytałaś Twoje komentarze dawały mi wyjątkowego powera. Powiedziałaś mi, żebym nie przejmowała się hejtarami miałaś rację dopiero teraz to widzę. Dziękuje, że byłaś i czytałaś.

-Marcelina- wiem, nie zawsze komentowałam Twojego bloga ale czytałam go i dalej będę czytać.Ty jeżeli znalazłaś czas też komentowałaś, dziękuję. Pamiętaj, że dzięki Tobie uśmiechałam się i nadal będę się uśmiechać. Może nie będzie mnie tu. Lecz będę śledzić Twojego bloga i uśmiechać się widząc jak się rozwijasz. Dziękuję.

-Marto, moja kochana Marto- wiesz co? Napisałaś pięknego OS urodzinowego. Nie złożyłam Ci życzeń wstyd i hańba. Przepraszam. Mój blog nie odtwarzał Ci się na tablecie to smutne.
Ale Ty i tak czytałaś i byłaś. Mam prośbę uwierz w końcu w Swój talent bo go masz w ciul dużo i życzę Ci, żebyś zobaczyła Kamila Stocha, wygrała jakiś konkurs matematyczny i dalej ćwiczyła karate. Mam nadzięję, że o mnie nie zapomnisz. Dziękuję.

-Cande Blanco-widziałam, że założyłąś bloga gdzie Cami i Leon są narzeczeństwem. Bądź pewna, że będę go czytać, jest świetny tak jak i ten gdzie będzie Cami i Diego? Nie wiem.
Byłaś, komentowałaś i mnie wspierałaś. fajnie było mieć na blogerze osobę w moim wieku.
Masz ogromny talent. Ja nie dorastam Ci nawet do pięt. Uwielbiarz Lemi prawda? Też ostatnio mam do Nich słabość. Jesteś tak wspaniałą osobą, dziękuje, że w ogóle zajrzałaś na moje badziewie. Dziękuje.

-Faranczeska lub Natalia- Natalko słonko, jesteś jeszcze taka młoda a tak bardzo utalentowana. Zawsze zadawałam sobie pytanie; Czemu? Czemu ona ma tyle talentu? Nadal nie znam odpowiedzi na to pytanie. Powiesz mi? Nie lepiej nie. Znając życie Ty znowu byś powiedziała, że jesteś nie utalentowana. A ja wiem swoje. Wkurza mnie, że Ty jesteś zdolna i nie potrafisz w to uwierzyć.
Byłaś i komentowałaś pamiętam jeszcze jak nazywałaś się "caxi-quiero" potem zmieniałaś nazwy.
Ale byłaś zawsze i bez względu na wszystko. Byłaś dla mnie bardzo ważna, z niecierpliwością czekałam na Twój komentarz. Bardzo chciałam przeczytać "Franczeska wchodzi" i uśmiechnąć się do siebie. Dziękuję, dzięki Tobie choć na chwilę odrywałam się od rzeczywistości.

-Alexsandra Russo-mogę nazywać Cię Ola prawda? Oczywiście, że mogę. Olu Ty chyba nie wiesz jaki posiadasz talent w sobie, nie masz jeszcze pojęcia co w Tobie drzemie. Jesteś wspaniała, podziwiałam Cię zawsze, od samego początku kiedy to Twój blog miał zielone tło pamiętasz?
A jak dałaś zdjęcie palących się zniczy? Twoje komentarze zawsze chciałam je zobaczyć, było to moim wielkim pragnieniem żeby Roxanna (bo tak się chyba wtedy nazywałaś) skomentowała mojego bloga i stało się tak, poczułam wtedy ogromną dumę, że czytasz mojego bloga. Dziękuję, że poświęciłaś mi czas i czytałaś to coś.

-Gabi-moja osobista, kochana siostrzyczka, uwielbisz One Direction prawda? Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się na ich koncercie. A póki co pisz kochana pisz bo świetnie Ci to wychodzi.
I wiesz co? Wcale nie podoba mi się, że bierzesz urlop na całe wakację. Nie powinnaś tak robić wtedy masz czas i wtedy powinnaś pisać najwięcej. Ale pozostawmy opiepsz na kiedy indziej.
Słuchaj masz w sobie ogromne pokłady talentu i jedyna osoba, która tego nie dostrzega to Ty sama.
Czas abyś w końcu uwierzyła w Swój talent. A jeżeli chodzi o mnie, to byłaś, komentowałaś i dawałaś mi wsparcie, dziękuje, że mogłam dołączyć do Waszej grupy w prawdzie nie napisałam tam nic, ale i tak fajnie było mieć świadomość, że jestem w tak utalentowanej ekipie. Dziękuje.


-I na sam koniec Pati. Moja żona, moja siostra, moje szczęście. Pati, kochanie Tobie należą się ogromne przeprosiny. Zostawiłam Cię samą, z Naszym skarbem, naszym jedynym dzieckiem. Przepraszam. Inaczej nie potrafiłam. Jestem tchórzem? Całkiem możliwe, nie umiałam nawet napisać Ci prawdy. Tak bardzo Cię przepraszam. Wybaczysz mi? Jesteś dla mnie bardzo, bardzo ważna.
Wiem o Tobie praktycznie wszystko, jesteś moją przyjaciółką. Nie pomyślałam nawet kiedyś, że dzięki "Violetcie" poznam tak cudowną dziewczynę jak Ty. Jestem Ci bardzo wdzięczna, że wtedy do mnie napisałaś. Wraz z pojawieniem się Ciebie, moje życie nie było już takie jak kiedyś.
Nie liczę już tego czasu kiedy razem pisałyśmy, pamiętam jak zamiast wkuwać jakieś wzory na fizykę pisałam z Tobą i obgadawyłyśmy Violettę. xD Ile to już minęło czasu odkąd się przyjaźnimy?
Nie wiem, nie liczę, to nieważne. Liczy się to, że dla Nas czas się zatrzymał. Kocham Cię.
I dziękuję, że się pojawiłaś. Bez Ciebie nie byłoby tak samo.

Dziękuje Wam wszystkim razem i każdemu z osobna. Pragnę tu również wspomnieć o Anonimkach, dziękuje Wam, bardzo się cieszyłam widząc wasze komentarze, byłyście dla mnie barzdo ważne.
Dziękuję,  że chodziaż skomentowałyście.
Bardzo Wam wszystkim dziękuję i jednocześnie przepraszam i tak już na zawsze pozostaniecie w moim sercu. dziękuje, że czytałyście, dziękuję."
 
 
Weronika napisała tylko tyle, nie dała rady tego opublikować. Założę się, że dostanę za to niezły opiepsz od autorki ale Wera zrozumie, że to dla jej dobra.

Dobra a teraz Sonia wkracza do akcji.
Nie wiem jak Wy ale ja nie zamierzam pozwolić Werce odejść. Kocham ją i nie pozwolę by zrezygnowała z swoich pasji i marzeń. Właśnie dlatego potrzebuje waszej pomocy.
Co się równa z Sonia ma plan ^.^ . Z wiadomych źródeł wiem, że prowadzicie piękne blogi od których Wera jest wprost uzależniona. Czasami potrafi godzinami gadać o tym że np. w jakimś tam blogu Camila wpadła na Maxiego i się nie nawidzą. Gdzieś znowu Cami jest z Diego i Violetta pocałowała Diego. Ktoś znowu zrezygnował z prowadzenia bloga i piszę jakiś inny. Nie no serio czasem to bardzo wkurzające. -.- . Ale do rzeczy mam pomysł abyście  Wy, które prowadzicie bloga zrobiły taką akcję, żeby Wera powróciła, pokażmy jej jak bardzo jej na Niej zależy.Że chcemy żeby wróciłą. Wiem, że to może być trochę głupie ale jeżeli będzie jakiś odzew to czemu nie? Warto próbować wszystkiego. Uwierzcie mi, że Werka czyta Wasze blogi i Jej na tym zależy. 
Moja kochana Carrots pozwoliła mi narazie nie usuwać bloga. Proszę Was abyście również tu pod tym postem napisały coś do Niej. Ja już dopilnuje aby to przeczytała.
Ale mimo wszystko pośpieszcie się w końcu będę musiała usunąć bloga.
Żegnajcie, dajcie z siebie wszystko. To teraz od was zależy przyszłość tego bloga.

czwartek, 5 czerwca 2014

Lalalala

Lalalala. Yolo. Będę taka yolo i też zareklamuje bloga. Jak dziewczyny reklamują to ja też chcę xD
Pam, pam ,pam więc będziemy pisały One Shoty, kij z tym, że ja się tam wcale nie umiem pisać.
A więc, nie przedłużając zapraszam serdeczne, wejdźcie bo warto dziewczyny są na prawdę utalentowane. Pomijając fakt, że ja nawet nie dorastam Im do pięt.http://one-shotyy.blogspot.com/ 
Jestem taka Yolo bo podałam linka do bloga. Dobra nie ważne.
A tak w ogóle to rozdział dodam chyba nie długo. Muszę go w końcu zacząć pisać xD
Kocham <33

środa, 28 maja 2014

27. Najlepsze urodziny

                      Wszyscy zebrali się w salonie, czekając na jubilatkę. Cande pomału zchodziła ze schodów. Gdy znalazła się na dole Facundo poszedł do niej i podał rękę prosząc tym samym do tańca. Podziwiał ją, była ubrana w zwiewną, krótką turkusową sukienkę.
Włosy spięte w kok. A lekki makijarz podkreślał jej naturalną urodę.
-Pięknie wyglądasz-szepnął do jej ucha. Uśmiechneła się lekko.
Obydwóch porwał taniec.
                     Usiadła zmęczona na kanapie. Facundo nie dawał jej spokoju, nie rozumiał, że dziewczyna czuła się wykończona obok nie usiadła Lodo i Mechi.
-I jak podobają Ci się urodziny?
-Jest super-wyznała-to chyba moje najlepsze urodziny
-To dobrze, wszyscy bardzo się starali.
-Dziękuje. Kocham Was-stwierdziła przytulając przyjaciółki.
-A ja myślałem, że kochasz tylko mnie.-powiedział Facundo, który znalazł się obok rudej.
-To się pomyliłeś-powiedziała patrząc na Niego.
Zbliżył ją do siebie i pocałował w czoło.
-Idę po coś do picia chcecie też?-zapytała Molfese
-Możesz Nam coś przynieść-stwierdził Facundo a reszta się z nim zgodziła.
Wstała i skierowała się do kuchni.
Gdzieś w środku drogi, wsród tłumu zobaczyła Jego.
To na sto procent to był On. Pamiętała go, tak dobrze go pamiętała. Zbyt dobrze.
On również wypatrzył ją w tłumie. Pewnym krokiem skierował się ku Niej.
Ona zbladła, jej serce przyśpieszyło. Cofneła się o pare kroków w tył, wpadając tym samym na komodę, z mebla spadł kilka kieliszkó wywołując przy tym niezły hałas. Wszyscy zwrócili się w stronę dziewczyny i chłopaka, który był już blisko. Za blisko.
Chłopak, a raczej mężczyzna podszedł do Candelarii; z całej siły chwycił jej podbródek.
-Witaj, pamiętasz mnie jeszcze?-zapytał z szyderczym uśmiechem.
Onacałkowicie nie wiedziała co zrobić, nie potrafiła nic powiedzieć, nie potrafiła się ruszyć.
Gdy Cody to zobaczył coś w nim pękło. Podbiegł do nich i przywalił mu w twarz.
Ten nie spodziewający się tego opadł na ziemię podtrzymejąc krwawiący nos.
Brat Candelarii chwycił go za kurtkę wręcz podtrzymując go przed sobą, po czym wyrzucił go z całych sił z domu.
-jeszcze raz Cię tu zobaczę to przysięgam, że Cię zamorduje-stwierdził nie mogąc opanować głosu.
-To jeszcze nie koniec-wsiadł do samochodu i odjechał.
Gdy Cody zdążył się obejrzeć Jego siostry już nie było. uciekła, nie zauważalnie wbiegła po schodach do swojego pokoju i zamknąła się w nim.
-Koniec imprezy-stwierdził Cody.
                   -Nadal nie chce otworzyć drzwi-stwierdził Facundo.
-Może w końcu oświecicie Nas i powiecie kto to był co?-zapytała zdezorientowana Mechi.
-Facundo masz do Nich zaufanie?-zapytał Cody. Gambande pokiwał twierdząco głową.
-Myślę, że możemy im powiedzieć-stwierdził-To i tak za daleko już zaszło.-usiadł i załamał ręce.
-Dobrze, ale je żeli komuś powiecie, albo będziecie się śmiac to zapłacicie za to. Cendelaria nie chciała wam o tym mówić jednakże teraz nie mamy innego wyjścia.
-Ja spróbuje z Nią jeszcze raz porozmawiać-odrzekł Facundo. Nie chciał po raz kolejny słyszeć tej strasznej historii.
                Leżała na łóżku, zwinięta w kłębek. Łzy spływały po jej policzkach. Wiedziała, że tego dnia lepiej było nie wychodzić z łóżka.
Strasznie się bała, powrócił, czyli nie wydawało jej się, on cały czas ją obserwował.
Co chwila, ktoś pukał do jej drzwi i próbował je otworzyć. Nawet nie raczyła się odedzwać.
Nie chciała by ktoś teraz ją oglądał. Tym razem przyszedł do niej Facundo, znowu.
-Cande proszę otwórz. Martwię się o Ciebie.-Odwróciła się w drugą stronę.
-Jeżeli nie otworzysz to rozwalę ten zamek-zdenerwował się.
Z ciężkim sercem wstała i otworzyła mu drzwi.
-Czego chcesz?-zapytała cicho nie podnosząc na Niego głusu.
-Cande-powiedział głosem pełnem współczucia. Serce mu się krajało. Jego dziewczyna była w kompletnej rozsypce. Widział, że ledwo powstrzymywała się od płaczu. Spuchnięte oczy, mokre policzki i ten smutek bijący od Niej na kilometr.
Nic nie powiedział tylko mocno przytulił ją do siebie. A ona pozwoliła już by łzy swobodnie spływały po policzach.
 To miał być piękny dzień okazał się koszmarem. Tylko nikt jeszcze nie wiedział, że to dopiero początek. Początek wielkiej tragedii. Początek walki o życie.


Butem w morde!! (Moja przeróbka "Guten Morgen")
A więc powróciłam!! No i odrazu wprowadziłam trochę akcji xD
Powiem Wam, że było całkiem fajnie. Kij z tym, że te "pokoje" w, których mieszkaliśmy wyglądały jak komory gazowe a jedzenie przypominało żarcie dla psów. Nauczyłam się za to przeklinać po Niemiecku taa to się nazywa integracja z Niemcami. Powiem Wam, że to cud, że coś w ogóle napisałam bo mam karę na kompa do końca roku. Moja zacna mama stwierdziła, że mam tylko te durnoty w głowie i, że mam skończyć wypisywać te pierdoły. A po za tym kupiłam sobie bluzkę z przekleństwem. Więc szlaban był nie unikniony. No cóz takie życie.
O rozdziale już nie będę gadać bo znowu bym zaczeła narzekać. Widzicie mówiłam, że coś się szykuje. Tylko, że dopiero początek!
Bay

piątek, 16 maja 2014

26. Kochasz ją.


          Życie bohaterów od kąd wzięli udział w serialu, diametralnie się zmieniło. Byli rozpoznawalni na ulicach, mieli tłumy fanów i gdy ludzie ich widzieli, mprzybiegali i prosili o autograf.
Kręcili odcinki, grali koncerty i żyli innym życiem. Właściwie, jak się okazało nie którym sława nie służy; Martina, zmieniła się nie do poznania, nie była już tą samą osobą co kiedyś. Stała się wyniosła i uważała się za największą gwiazdę. Lodovica szalała na scenie, fani pokocali Włoszkę tak samo jak ona pokochała ich. Mechi za to doroślała, na planie poczła się odpowiedzialnie. Czuła się już na prawdę dorosła. Tak na prawdę każdy się zmienił na swój sposób. Mniej albo więcej.
Aktorzy osiągneli na prawdę wielki sukces, teraz mieli wakację, po nagrywaniu pierwszego sezonu Violetty, który okazał się wielkim hitem. Wszystkim należały się długie wakacje.
        Dziewczyna opuściła salę w, której wszyscy świętowali udane zakończenie nagrywania scen do pierwszego sezonu serialu. Właściwie w jej życiu zaczęło się wszystko układać. Mimo wszystko, nie dała się namówić na powiedzenie o tym co wydarzyło się pół roku temu. Od tamtego wydarzenia, nie widziała już nikogo, jej  życie wróciło do normy. A ona sama zaczeła myśleć o tym jak o czymś co jej się wydawało. Wyszedł za nią jej chłopak.
-Co tu robisz tak sama?-zapytał przyjaźnie.
-A, głowa mnie już trochę boli od tego hałasu-wyjaśniła i również się uśmiechneła.
Nagle dotarło do niej jakie ma szczęście. Mimo tego, że przeżyła tragdie, jej życie było świetne, śmiało mogła tak powiedzieć; miała cudownego chłopaka, który się o nią troszczył, pracę o jakiej marzyła, przyjaciół i brata, który oddał by za nią życie.
-Ej jesteś tam jeszcze?-zapytał chłopak machając jej ręką przed twarzą.
Uśmiechneła się szeroko i rzuciła mu się na szyję.
-Słońce, wszystko dobrze?-zapytał nieco zdziwiony jej postawą.
-Tak, po prostu dotarło do mnie jakie szczęście mnie spotkało, że Cię mam.-powiedziała odsuwając się od niego i patrząc w oczy, w których ujrzała tą bezgraniczną miłość.
Uśmiechnął się szeroko.
-Nawet nie wierz jak się cieszę, że mam Ciebie. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.
-Na prawdę?-spytała a jej oczy zabłyszczały
-Tak na prawdę-nigdy nie przypuszczał, że będzie w stanie powiedzieć coś takiego. Ale Cande wprawiała go w taki stan, że czuł iż mógłby dla niej zrobić wszystko.
-Zatańczysz-zapytał podając jej dłoń
-Tutaj?
-Tak
Porwał ją do tańca, z głoźników, które znajdowały się w sali, poleciał tekst wolnej piosenki.
Przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie. Położył swoje ręce na jej biodrach, a ona oplotła ręcę w okół jego szyji. Kołysali się delikatnie w rytm muzyki. Zetknął ich czoła, patrzyli sobie w oczy i lekko się uśmiechali do siebie.
-Kocham Cię Facundo-wyszeptała
-Ja Ciebie też-wyznał.

-Cande, Cande! No wstawaj!-mówił brat dziewczyny, delikatnie nią potrząsając.
-Daj mi spokój.-odpowiedziała zaspanym głosem, przykrywając się kołdrą i odwracając w drugą stronę.
Westchnął.
-Dzisiaj masz urodziny, wszyscy szykują dla Ciebie imprezę. A Ty śpisz!
-Czy nawet w swoje urodziny nie mogę się wyspać?-zapytała nie otwierając oczu.
W drzwiach stanął Facundo, uśmiechając się szeroko.
-Nie chce wyjść z łóżka, ja nie daje rady Ty spróbuj-powiedział Cody widząc przyjaciela, wstał i wyszedł z pokoju dziewczyny. Facu zaśmiał się pod nosem, widząc swoją dziewczynę okrytą kołdrą i nie zwracającą uwagi na nic. Nagle wpadł mu do głowy genialny pomysł, poszedł do łazienki i napełnił wiadro wodą. Wszedł po cichu do pokoju, podszedł do łóżka, otsunął kołdrę na co dziewczyna coś burkneła i chciała z powrotem nakryć się kołdrą ale chłopak wylał na nią całą zawartość wiadra. Zaczął się głośno śmiać, widząc minę dziewczyny. Gdy oprzytomniała, rzuciła się na niego, on nie wiedział o co jej chodzi. Dopiero po chwili zorientował się, że przez nią również stał się mokry. Zaśmiał się również gdy obydwoje spadli z łóżka i wylądowali na sobie.
Nagle czas się zatrzymał. Patrzył na jej rumianą twarz, mokre włosy, które przykleiły się do policzków, błyszczące oczy i piękny, szeroki uśmiech.
-Jesteś śliczna wiesz?-powiedział nadal się w nią wpatrując.
Uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Ich twarze zbliżyły się do siebie. Już mieli się pocałować kiedy w drzwiach stanął Cody.
-Facundo! Musisz mi zdradzić jak wyciągasz ją z tego łóżka. Bo widzę, że Tobie udaje się to doskonale-powiedział szczerze się uśmiechając.
Dziewczyna ześlizgneła się z chłopaka i spuściła wzrok..
-Trzeba mieć swoje sposoby-powiedział Facundo, który nie czuł się skrępowany.
Popatrzył na mokrą Candelarię.
-Idź się przebrać-poradził Cody-bo obleje Cię jeszcze raz.
-Bardzo śmieszne-rzekła sarkastycznie, po czym odwróciła się i weszła do łazienki.
Chłopcy zaśmiali się cicho i usiedli na łóżku.
-Kochasz ją-zauważył Cody
-Tak, nawet bardzo.-przyznał Facundo.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, widząc moją siostrę taką szczęśliwą. Po tym co ją spotkało, zarzekała się, że już się więcej nie zakocha i tak było, do póki nie stanąłeś na jej drodzę. Tak właściwie to powinienem Ci podziękować. Gdyby nie Ty ona nadal żyłaby jak wtedy, odmieniłeś jej życie.
-A ona moje.


OMG przybywam z nowym rozdziałem. Jest dość długi jak na mnie. Dlatego, że
rozdziału nie będzie w najbliższym czasie, ponieważ wyjeżdżam do Niemiec na tydzień.
A z tam tąd raczej nic nie napiszę, oczywiście będę miała dostęp do internetu, bo ja bym inaczej nie wytrzymała, więc blogi czytać będę. A co do rozdziału to mi się nie podoba jak zykle. Ale wszem i wobec ogłaszam, że coś się szykuje! i to nie będzie miłe dla głównych bohaterów. Carrots wprowadza akcję xD. Będzie się działo.
Więc jak to moówią Niemcy; Auf Wiedersehen!



czwartek, 8 maja 2014

25. Ej kup se klej.

              -Na dzisiaj to wszystko-odedzwał się reżyser.
-W końcu-wśród tłumu ludzi pojawiły się szmery.
Nie zaprzeczalne było, że cały dzień na planie był męczący. Zdążyli nagrać kilka odcinków, a reżyser był całkiem zadowolony z ich pracy, Oczywiście, nie od razu było idealnie. Ktoś naprzykład pomylił kroki, albo zapomniał tekstu. Ale spokojnie można było powiedzieć, że wyszło dobrze.
             Cande wyszła z garderoby, czy jej się podobało? Tak, podobało jej się. Nawet bardzo.
Kochała muzykę, aktorstwo, taniec. Na planie czuła, że żyje.
Jej melanchonilny spokój i rozmyślanie przerwał Facundo.
-Byłaś świetna-stwierdził i pocałował ją w policzek. Uśmiechneła się lekko.
-Dzięki-odparła cicho
-Ej co jest?
-Ej kup se klej-odpowiedziała by odwrócić od siebie uwagę.
-Ty tu mnie nie zbywaj takimi tekstami-powiedział, zdążyli wyjść już z sali.
-Wcale Cię nie zbywam-mówiła nie patrząc na niego.
-Cande przecież Cię znam. Powiedz mi o co chodzi!-spojrzała na niego. Może powinna mu powiedzieć, że słyszała ich rozmowę? Sama nie wiedziała dlaczego ta rozmowa ją tak zabolała.
Przecież powiedział, że ją kocha i, że nie jest dziewczyną na jedną noc.
-Chodzi o to, że sły...-podbiegł do nich Cody
-I jak tam się mają gwiazdy telewizji?-zapytał z entuzjazmem.
-Dobrze-powiedziała cicho Cande i skierowała się do wyjścia.
-Masz świetne wyczucie czasu-stwierdził Gambande i udał się za dziewczyną.
Cody wzruszył ramionami. Nie rozumiał o co chodzi. Wszedł do pojazdu
          Jechali w ciszy Cande nie odzywała się, była wykończona W pewnym momencie zmrożył ją sen. Oparła się o ramię chłopaka, a on ją objął. Poczuła się bezpieczna, wtuliła się w nigo mocniej. A on delikatnie się uśmiechnął. Gdy była już bliska zaśnięciu przez okno, na chodniku ujrzała Jego. On również ją zobaczył, patrzył na nią tym wzrokiem. Zadrżała, była bardzo wystraszona. Serce zaczęło jej walić jak młotem. Cała się trząsła.
-Cande, Cande co Ci jest?-zapytał przestraszony.
Nie potrafiła wydusić z sibie słowa, miała przed oczami Jego. Jego oczy wpatrzone w  Nią.
Wszystko wróciło jak bumerang. Cody również zauważył, że coś jest nie tak. Zahamował i wysiadł z samochodu, otworzył drzwi od strony dziewczyny.
-Candelaria co Ci jest?-zapytał ze strachem
Nadal się trząsła. Chłopaki wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Byli przerażeni.
                Nie mogła zasnąć. Cały czas miała go przed oczyma. Trząsła się na jego wspomnienie.
-Opanuj się-wyszeptała sama do siebie-Spokojnie
Westchneła i wyszła z łóżka. Poszła do kuchni. Nalała sobie wody i wyciągneła tabletki uspokajające. Gdy się obróciła ujrzała Facunda
-Przestraszyłeś mnie-powiedziała łykając leki
Usiadł na blat kuchni.
-Powiesz mi co dzisiaj Ci się stało?-zapytał
Zmieszała się, nie chciała znowu cierpieć.
-Martwię się o Ciebie. Nie rozumiesz?
-Rozumiem, ale na prawdę chce dzisiaj iść spać-powiedziała błagalnie
-No dobrze-przytulił ją
-Może prześpisz się dzisiaj u mnie co?-zapytał z troską. Chciał mnieć dzisiaj ją na ok.
-Dobrze-zgodziła się. Nie chciała okazywać mu jaka jest słaba. Ale potrzebowała go. Wiedziała, że ta noc nie będzie należeć do najlepszych.
Weszli do jego pokoju. Czuła się dziwnie, sama nie wiedziała dlaczego. Usiadła na jego łóżku.
Zdjął koszulkę.  I obrócił się do niej.
-Możemy iść spać?-zapytał
-Możemy-odpowiedziała
Podniósł kołdrę,a dziewczyna wślizgneła się pod nią. Położył się obok. Obróciła się w jego stronę.
On zrobił to samo. Odgarnął kosmyk jej włosów za ucho.
Ona przymkneła oczy.
          Podszedł do niej. I przywarł do jej ust. Z jej oczu pociekły łzy. Jego koledzy krzyczeli by to zrobił. Jack do niej podszedł.
-Na prawdę myślałaś, że mógłbym pokochać kogoś takiego jak Ty?-splunął na nią
Nie wytrzymała zaczęła krzyczeć i wiercić się.
-Cande, Cande obudź się-dotarł do niej czjś głos. Otworzyła oczy ujrzała przestraszoną twarz Facunda.
-Co się stało?-zapytał
Nic nie powiedziała tylko mocno się do Niego przytuliła.







O boże znowu takie beznadziejne coś.
Do tego takie krótkie masakra!
Przepraszam. Ale dziś nie będę marudzić.
Jutro premiera filmu "Violetta koncert" ktoś z Was się wybiera?
Ja zabieram moją siostrę, chyba nie będzie tak źle co?
I co by tu jeszcze a jeszcze raz Was przepraszam jak Wy ze mną w ogóle wytrzymujecie?

sobota, 3 maja 2014

24. Nie potrzebował już niczego więcej.

Leżał w łóżku i myślał nad tym wszystkim. Dostał się do serialu. Jutro, a właściwie dzisiaj bo jest już po pierwszej, mieli zacząć kręcić pierwszy odcinek "Violetty" sam dobrze nie wiedział co o tym myśleć. Kochał muzykę i od zawsze marzył żeby być rozpoznawalnym na całym świecie, ale czy tak miało wyglądać jego życie? Nagle usłyszał kroki. Drzwi cicho się otworzyły a w nich stanęła Candelaria drzwiach , poznał, że płakała.
-Myślałam, że śpisz.-przemówiło dziewczyna
-Po co przyszłaś skoro myślałaś, że śpisz-zapytał
-Bo jak Cię widzę zapominam o wszystkim. Często przychodzę gdy nie mogę spać do ciebie i twój widok sprawia, że myślę iż wszystko będzie dobrze-odrzekła opierając się o futrynę drzwi. Uśmiechnął się, wiedział, że dziewczyna się w nim zakochała i cieszył się tym odwzajemniona miłość jest czymś wspaniałym.
-A ty dlaczego nie śpisz?-zapytał
-Nie umiem zasnąć-stwierdziła patrząc w okno-znowu mi się przyśnił-walczyła by się nie rozpłakać. Zobaczył to zobaczył jak cierpi. Ale mimo to gdzieś tam w środku cieszył się bo w końcu mu zaufała, mówiła mu o wszystkim. Nie. Chwila. Stop. Nie, nie mówiła mu o wszystkim, Facundo tylko tak myślał. Nie, nie powiedziała mu o tym,
że wydaje jej się, że jej największy postrach wrócił. Nie, nie powiedziała mu, że od jakiegoś czasu czuje się gorzej. Nie, nie powiedziała mu, że ostatnio coraz częściej nie może spać. Nie, nie powiedziała mu. Wstał i delikatnie ją objął, wtuliła się w niego, a z jej oczu mimo wolnie popłynęły łzy. Nie chciała płakać. Nie chciała okazywać swojej słabości. Nie chciała by jej ukochany widział jak płacze. Nie chciała ale to robiła.
Pocałował ją w głowę.
-Powinnam już iść-powiedziała cicho, było jej głupio, że się rozpłakała, że wymiękła.
Odsunął ją od siebie tak by mógł spojrzeć jej w oczy. Bił od niej żal, smutek i strach.
-Chodź-powiedział i pociągnął ją za sobą. Usiedli na łóżku.
-Chcesz o tym porozmawiać?-zapytał z troską. Pokręciła głową.
-Nie, nie chce o tym mówić.-odpowiedziała. Pokiwał głową.
-A denerwujesz się jutrem?-zapytał, zmieniając temat. Uśmiechnęła się.
-Troszeczkę-odpowiedziała.-Boję się, że zrobię coś źle.
-Na pewno Ci się uda-stwierdził.
Rozmawiali tak dość długu kiedy dziewczynę zmrużył sen. Oparła głowę o jego ramie i przymknęła oczy. Zauważył, że chce jej się spać. Na pół przytomną położył ją na łóżku a sam położył się obok. Przeszły go dreszcze gdy jej dotykał. Przytulił ją.
-Kocham Cię Facu-wyszeptała
-Ja Ciebie też-powiedział
Obudził się. Pierwsze co zobaczył była jej twarz, przsłonięta niesfornymi rudymi włosami. Wsłuchiwał się w jej miarowy oddech i myślał, że nie potrzebuje niczego więcej. Zamierzał wstać ale Cande właśnie się przebudziła.
Popatrzyła na niego. A on pogładził ją po policzku.
Właśnie schodziła na śniadanie kiedy usłyszała głosy dochodzące z kuchni.
-Ale zaliczyłeś ją czy nie?
-Nie, to znaczy...
-To jeszcze z nią nie spałeś?!
-Nie rozumiesz! Cande nie jest dziewczyną na jedną noc. Ona jest inna. Nie chce tego przyspieszać. Nie chce jej wystraszyć. Kocham ją, nie chce jej skrzywdzić! Rozumiesz?
-Nie
Postanowiła wejść i przerwać ich dyskusję. Zdziwili się gdy ją zobaczyli.
-Hej
-Cześć
Po wspólnym śniadaniu postanowili pojechać na plan.
Przez całą drogę się nie odzywała. Myślała czy to wszystko ma jeszcze sens.
Gdy dojechali na miejsce, skierowali się do sali nagraniowej. Wszyscy bardzo dobrze znali scenariusz. Cande skierowała się do garderoby, gdzie miała się przebrać się w strój Camili czyli aktualnie Hipiskę. Dzisiaj miała śpiewać w pojedynku z Mechi.
Nie cieszył ją ten fakt, przyjaźniła się Mercedes, ale potrafiła grać. Na planie była też ogromną przyjaciółką Maxiego czyli Facunda.
 
 Karniak od Tomka
Hahah masz ty gupi gupku.
Głupia podpaska xD
 
 
Hey! Głupi Tomasz myśli, że jak wstawi karniaka to będzie fajny -,-
Macie rozdział. Jest kompletnie beznadziejny.
Najgorszy od, od poprzedniego rozdziału.
Czy mi się wydaje czy ja piszę tak jakoś cnotliwie.
No tak ale inaczej nie umiem (Czy ja w ogóle umiem pisać?)
Wracając rozdział jest beznadziejny. Nie nadaje się do niczego.
Zastanawiam się właściwie. Co ja jeszcze robię na bloggerze?
Najlepiej usunę konto i wszystko i będę udawać, że wcale mnie tu nie było.
Dobra koniec mojego durnego gadania.
Ostatnio założyłam sobie z Pati bloga.
Tak Wera musi się pochwalić bo jak by się nie pochwaliła to by jej żyłka pękła.
Więc (tak wiem nie zaczyna się zdania od "więc") Patrycja jest tak zdolną pisarką,
że jestem najarana na maxa. Dobrze, że ona ze mną piszę, to przynajmniej,
nie będzie tak beznadziejnie jat tu xD.
I z tego wszystkiego prawie bym zapomniała podać linka hahaha ja wiem, że jestem mądra ja wiem
Bay
 
P.S Sorka za błędy mówiłam, że jestem beznadziejna -.-
P.S.2 Dziękuje za nominację odpowiem w najbliższym czasie.
P.S.3 Piszę właśnie OneShota na konkurs chciałybyście przeczytać odrazu zakładam, że będzie beznadziejny xD
P.S.4. Kocham Was wiecie?

środa, 23 kwietnia 2014

23. Bo przychodzą w życiu chwilę kiedy człowiek po prostu się otwiera i wtedy dociera do nas jak bardzo kogoś kochamy.

              Od kąd wyznała prawdę swojemu chłopakowi mineło kilka tygodni. Diego zdążył wyjechać,
Jorge i Tini już dwa razy zerwali, chłopaki kilka razy zdążyli zrobić niezły przypał.
Lodo, Mechi i Tini zdążyły się już zaprzyjaźnić i teraz już we trzy trują Cande, że ma ubierać sukinki itede. A Candelaria i Facundo byli na wielu romantycznych randkach z czego każda kończyła się czułym pocałunkiem. Ruda była na prawdę szczęśliwa. Miała cudownego chłopaka, brata który zrobiłby dla niej wszystko i przayjaciół czego chcieć więcej? No właśnie i tu jest problem.
Jak widać życie nie jest idealne. Od jakiegoś czasu wydawało jej się, że widziała swojego gwałciciela, ojca jej zmarłego syna. Za każdym razem wmawiała sobie, że to jej się wydaje.
Ale coraz częściej miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje.
           Właśnie szykowali się na jakiejś wyjście Candelaria nie miała pojęcia o co chodzi.
Nikt nie chciał jej nic powiedzieć. Zbiegła po schodach gdzie wszyscy już na nią czekali.
-No w końcu-stwierdziła Mechi-Idziemy?
Candelaria skineła głową i wszyscy skierowali się do wyjścia.
Po jakiś 20 minutach drogi dotarli do sali gdzie odgrywały się przesłuchania do serialu "Violetta"
Gdy Cande się o tym dowiedziała zawróciła i chciała po prostu z tam tąd uciec.
Facundo jednak w porę ją złapał. I nie pozwolił jej odejść.
-Czy wam wszystkim padło na mózg? Co wy właściwie wymyśliliście?
-To pomysł Codiego. Zgłosiliśmy siebie i Ciebie na casting no co Ci szkodzi?
-No ty pięknie śpiewasz, my śpiewamy może być z tego niezła zabawa.
-Po za tym Cody nam powiedział, że zawsze marzyłaś o pracy aktorki.-powiedział Facundo obracając ją do siebie i dotykając jej policzka.
-No dobrze niech ci będzie i tak się nie dostanę-powiedziała Cande a on delikatnie musnął jej policzek.
-A mi się wydaje, że ci się uda.
           Po tym jak wszyscy przeszli casting, który składał się z zaśpiewania i zatańczenia.
Prawie cała sala była zestresowana. Cande się nie d enerwowała nie liczyła na to, że się uda.
Po jakimś czasie wszedł reżyszr.
-Wybór był bardzo trudny ale podjeliśmy już decyzję. Głąwną rolę zagra Martina Stoessel.
Gdy Tini to usłyszała prawie spadła z krzesła. Tak na prawdę wszyscy byli zdumieni.
-A chłopców walczących o serce Violetty odegrają Jorge Blanco i Pablo Espinosa.
Jorge nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, wiedział, że będzie musiał całować się z Tini a co gorsza nieznany do tąd facet też posmakuje smaku ust dziewczyny.
-Przyjaciółki Violetty czyli Franczeskę zagra Lodovica Comello, a Camilę Torres Candelaria Molfese.-Cande wpatrywała się w reżysera jak na jakiegoś idiotę. Dopiero Facundo całując ją w czoło i szepcząc do ucha, że wiedział, że jej się uda. Ocknął ją.
-Facundo Gambande zagra Maxiego Ponte. Naszym czarnym chrakterem czyli Ludmiłą Ferro będzie Mercedes Lambre. Na twarzy blondynki pojawił się szczery uśmiech.
Potem reżyser wyczytał jeszcze kilka nazwisk. Ale tak na prawdę dla nich wszystko przestało mieć znaczenie. Candelaria zastanawiała się teraz jak jej życie będzie wyglądać. Ona jako aktorka?
Nie spodziewała się tego ani trochę. Po tym jak w sali zostali sami aktorzy reżyser rozdał każdemu scenariusz i opuścił miejsce, które wrzało od różnorakich emocji.
         Przyjaciele powoli opuścili selę przesłuchań.
-To co idziemy to oblać?-zapytał podekscytowany Jorge.
-Jasne-odpowiedziała mu równie szczęśliwa Lodo
Facundo złapał za rękę swoją dziewczynę a ona spojrzała mu w oczy.
-Myślisz, że sobię poradzę?-zapytała cicho rudowłosa.
-Oczywiście, że sobie poradzisz-odrzekł dotykając jej policzka-Ty poradzisz sobie ze wszyskim.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
-Nie Facu, nie prawda. Nie jestem taka jak Ci się wydaje. Może na zewnątrz wydaje Ci się, że jestem silna niezależna, że jestem twarda. Ale tak na prawdę jestem bardzo słaba. Każdy ma na de mną władzę.-Otworzyła się zaczęła mówić mu o swoich problemach, spuściła wzrok-Boję się, że któregoś dnia mnie zostawisz, bo nie będę dla Ciebie zbyt dobra.-Złapał jej podbródek i popatrzył na nią z troską. Zrozumiał, że musi się o nią troszczyć, ponieważ zaufała mu. Nie ukrywała już przed nim prawdy.
-Cande kocham Cię rozumiesz? Kocham Ciebie i tylko Ciebie! Nikt w życiu nie był dla mnie tak ważny jak ty.-wtuliła się w niego mocno a on objął ją jeszcze mocniej. Coraz bardziej rozumiał, że jeżeli się kogoś kocha robi się dla niego wszystko.



No hey!
Witam Was jak tam święta? W poniedziałek byłyście mokre?
Ja byłam i to bardzo, nie mówiąc o tym, że oni też byli.
(Tak kochanie my i nasze równouprawnienie xD No wiesz
dobry pistolet na wodę nie jest zły ^^)
Jak widzice gostek z przeszłości powraca.
Tak będę tajemnicza.      

piątek, 11 kwietnia 2014

22. Dziękuje, dziękuje, że jesteś

 
 
Dedykuje ten rozdział wszystkim,
   którzy wstawili się za mną
   pod ostatnim postem. Dziękuje,
   dziękuje Wam to na prawdę dużo
    dla mnie znaczy. Dobrze jest wiedzieć, 
  że komuś zależy na prawdę dzięki
Wam chce mi się dalej pisać.
     Dziękuje na prawdę!


          Otworzyła oczy i próbowała się uspokoić znowu ten okropny koszmar. Rozejrzała się do okoła.
Była w pokoju swojego chłopaka, zaczeła zbierać myśli i gdy już wszystko wiedziała próbowała się nie rozpłakać. Czy teraz wszystko już będzi dobrze? Usiadła na nie swoim łóżku. Do okoła nikogo nie było. Wstała i skierowała się do łazienki. Popatrzyła w lustro i wykrzywiła twarz w grymasie.
Była całkowicie nie ogarnięta. Miała na sobie wczorajsze ubranie. Westchneła, omyła twarz zimną wodą i wytarła ręcznikiem. Wyszła z łazienki chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju,
wziąść prysznic i zapomnieć o tym wszystkim co się wydarzyło. Do pokoju wszedł Facundo.
-Już wstałaś?-zapytał, pokiwała twierdząco głową-I jak Ci się spało?-westchneła
-Facu czy zamierzasz teraz tak udawać?-zapytała załamana, usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach, chłopak rozszyfrował o co jej chodzi. Kucnął przy niej.
-Cande...-chciał coś powiedzieć ale dziewczyna mu przerwała
-Wiedziałam! Ne powinnam Ci mówić! Teraz nie chcesz już ze mną być!! Jestem zwykłą dziw...
-Nie, nie Candelaria co ty mówisz-mocno ją przytulił i lekko kołysał. Teraz już wszystko rozumiał, było mu bardzo przykro nie chciał by tak cierpiała. Najgorsze było jednak to, że to jego własny kuzyn, jego rodzina przyczyniił się do jej tragedii. Chciał jej jakoś pomóc, wesprzeć ją ale nie wiedział jak ma to zrobić.
-Kocham Cię-wyszeptał jej do ucha-podniosła głowę by spojrzeć mu w oczy
-Na prawdę-zapytała z nadzieją w głosie
-Oczywiście, że tak. Kochałbym Cię ze względu na wszystko, nie ważne co przeżyłać zawsze będę Cię kochać-te słowa ją uspokoiły, czuła, że mimo tego horroru który przeżyła miała Jego, Chłopaka który ją bardzo kocha. Wtuliła się w niego mocno a on zamkną ją w swoich silnych ramionach.
Pocałował ją w czubek głowy. Trwali tak dość długo i byli by tak jeszcze dłużej gdyby nie Ruggero
który właśnie wszedł do jego pokoju.
-No nie wy nic tylko się ściskacie. Normalnie żygadź teńczą.-lekko się uśmiechnął-Hej gołąbeczki idziecie na śniadanie?
-Tak zaraz przyjdziemy-odpowiedział Facu a chłopak wyszedł.
Oddałił ją od siebie na odległość swoich ramion i spojrzał głęboko w oczy. Oterł łzy spływające po policzkach.
-Obiecuje ci, że teraz na prawdę wszystko będzie dobrze.-na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
Uwierzyła? Tak ale wierzyła bo On to powiedział, a Jemu wierzyła najbardziej.
Pokiwała głową i wyszła oznajmiając, że musi się ogarnąć.
   
        Cody siedział w swoim pokoju myśląc o najważniejszej dla Niego osobie na świecie o Jego siostrzyczce o Candelarii. Powiedziała Facundowi prawdę był z niej dumny i cieszył się, że to zrobiła. Ale wiedział ile to ją kosztuje. A on nie chciał by jego malutka Candusia cierpiała.
Tak na prawdę Jego siostra była całym Jego życiem. Dla Niej pracował, dla niej się starał,
robił dla nie dosłownie wszystko. Praktycznie poświęcił dla niej wszystko, całe swoje życie podporządkował Jej. Kto by był do tego zdolny? Na pewno nie wszyscy On nie myślał o sobie zawsze na pierwszym planie była Ona. Dla siebie nie robił nic. Nigdy nie było nic ważniejszego niż siostra. Teraz Ona była już dorosła. Ale On wiedział, że ona potrzebuje Jego. I wiedział, że nie zostawi jej. Kochał ją całym swoim sercem. Wiele osób których spotykał dziwiły się, że może być tak wielka miłość brata do siostry. A jeszcze bardziej dziwili się, że Cody nier robi nic dla siebie lecz dla siostry. A On? Niegdy nie żałował swojej decyzji. Gdy widział uśmiech swojej siostry zapłata była wystarczająca. Jej uśmiech to on  sprawiał, że walczył dalej.
Usiadła obok niego i mocno się przytuliła. Jego kąciki ust podniosły się wysoko.
Spojrzał na nią. niesamowicie się czynś cieszyła.
-Co Ci tak wesoło?-zapytał
-Facu zaprosił mnie na randkę-odpowiedziała przygryzając dolną wargę.
Zaśmiał się głośno. Widział, że Candelaria się zakochała. A on cieszył się jej szczęściem.
-Denerwujesz się?-zapytał podnosząc do góry brwi.
-Nie! Tak! Nie wiem-zaczeła się plątać. Znowu się zaśmiał.
-Widzisz wszystko jest wpożątku powiedziałaś mu i jest między wami jeszcze lepiej-ppowiedział poważnie. Westchneła. Przytuliła się do niego z całej siły.
-Dziękuje, dziękuje, że jesteś.



 No hey!!
Taki tkliwy i wzruszający ten rozdział, że chyba zaraz będę żygadź teńczą xD
Zauważyliście cyba, że pod ostatnim rozdziałem pojawiły się hejty.
No cóż sama niewiem jak mam się do tego   odnieść.
Jedyne co mogę powiedzieć to to że jest mi trochę przykro.
Ale przynajmniej teraz wiem, że mam wierne czytelniczki.
Dziękuje Wam bez Was nie byłoby nic...

sobota, 5 kwietnia 2014

21. Cała prawda wyszła na jaw

Pokiwała głową
-Tak, dobrze wszystko Ci opowiem.-wyszeptała. Teraz była już pewna. Czy się bała? Tak. Bała się, bała się jego reakcji, bała się o tym mówić, co prawda powiedziała dzisiaj Lodo całą prawdę ale jej przyjaciółka od zawsze coś podejrzewała. Candelarii o wiele łatwiej było powiedzieć prawdę Lodo niż Facundowi. Ale dzisiaj postanowiła zmierzyć się z tym wszystkim. Dzisiaj chciała pokonać strach. A dlaczego? Odpowiedź była prosta kochała swojego chłopaka, wierzyła w ich miłość.
-Codźmy-wstała i skierowała się ku wyjściu.Facundo poszedł za nią, nie rozumiał dlaczego chce wychodzić o tej porze z domu ale postanowił nic nie mówić.
Po 15 minutach dotarli na pobliski cmentarz. Przez ten czas żadne się do siebie nie odzywali, szli w milczeniu. Dotarli na jeden z dzicięcych nagrobków, Facundo przeczytał napis Patrick Molfese.
Kto tam leżał? Rudowłosa patrzyła z przygnębieniem na nagrobk
-Kto tu leży?-zapytał w końcu chłopak
-Mój syn-oznajmiła. Zatkało go. Spodziewał się wszystkiego. Ale nie tego żeby Cande miała syna.
Zabrakło mu powietrza. Trudno było określić co czuł. Dziewczyna nawet na niego nie popatrzyła, myślała jak zwięźle opowiedźieć Facu jej historię. Westchneła.
-Widzisz ja tak na prawdę od zawsze byłam inna. Moja rodzina była inna. Miałam dwanaście lat gdy zmarła moja mama, i wtedy wszystko się zaczeło-usiadła na ławce która znajdowała się obok nagrobka, ciałem była tutaj ale umysłem przeniosła się daleko, oj daleko
        

*Mała dziewczynka leżała na łóżku płacząc. Znowu jej tata chciał ją uderzyć. Nie zrobił tego tylko
dlatego, że jej brat ją obronił. Miała tylko jego, opiekował się nią. Nie był tylko jej bratem. Był ojcem i matką. Kochała go nad życie. Pobił jego kolejny raz dostał Cody bo stanął w obronie swojej siostry.
Wszedł po cichu do pokoju.
-Nie płacz-powiedział cicho. Podniosła się, zobaczyła swojego brata poobijanego-Nie płacz, za nie długo skończę 18 lat i się z tąd wyprowadzimy-powiedział i przytulił siostrę do siebie.
Mimo tak młodego wieku planował wszystko. Pracował, zdobywał stypendium, oszczędzał
po to aby jak najszybciej uciec stamtąd gdzie tak bardzo cierpi on i jego mała, niewinna siostra.
Gdy jego koledzy szli na imprezę on bawił się z siostrą, gdy jego koledzy podrywali dziewczyny on siedział przy książkach, gdy jego koledzy uciekali z domu on pozwalał bić się ojcu by uchronić od tego Candelrię. Nigdy nie rozumiał swoich rówieśników. Może dlatego, że on zachwywał się jak dorosły. Czuł się odpowiedzialny za swoją siostrę, gdyby nie ona już dawno uciekł by stąd.
Ale on wiedział, że musi mieć pieniądze, nie może podejmować pochopnych decyzji.
Żył dla Cande, robił wszystko by była szczęśliwa; bawił się z nią lalkami, gotował obiady, pracował by kupić jej sukienkę taką jaką by chciała. Mimo tego nie był w stanie zrobić tego by nie cierpiała.
Ojciec wyżywał się na nich i coraz częściej podnosił rękę nie tylko na Codiego ale także na małą Cande która przecież połowy z tego nie rozumiała.


To dziś, dziś obchodziła swoje 14 urodzny. Cieszyła się. Był to jeden z nie licznych dni kiedy na jej twarzy pojawiał się uśmiech. Byli tam tylko Ci którzy ją kochali; jej brat-Cody i jej jedyna a zarazem najlepsza przyjaciółka-Lodo
-Popatrz co ci kupiliśmy-powiedział Cody przysuwając w jej stronę ogromną paczkę.
Dziewczyna z entuzjazmem przystąpiła do odpakowywania prezentu.
Gdy ujrzała jego zawartość jej oczy zabłysły wyciągneła giterę i z piskiem rzuciła się na brata i przyjaciółkę.

Siedziała w swoim pokoju i właśnie pisała piosenkę. Miała już szesnaście lat już wszystko rozumiała. Sterała się wraz z bratem. Wiedziała, że musi mu pomóc.
Chciała razem z Codim uciec z tego okropnego miejsca.


Tego feralnego dnia jej ojciec przyprowadził do domu jakiegoś eleganckiego fagasa
który miał być jej chłopakiem.

Była z nim już pół roku, nie nawidziła go ale nikomu o tym nie mówiła. Nawet bratu.
Udawała, że są razem szczęśliwi. Pamiętała jak poznała jego znajomych, zakochała się w jego koledze w Jacku wydawało jej się, że to prawdziwa miłość. Niestety pomyliła się.

-Chodź-powiedział jej "chłopak" i pociągnął za rękę
-Nie mam ochoty wyjść dzisiaj na imprezę- znowu będzie chciał się z nią przespać.
A ona tego nie chciała, swój pierwszy raz chciała spędzić z kimś kogo na prawdę kochała.
-Powiedziałem, że idziemy to idziemy-coraz brutalniej ją traktował, zdarzało się, nie raz iż ją uderzył.
Na imprezie nie czuła się dobrze. Zobaczyła Jacka rozmawiającego z jej aktualnym chłopakiem. Okazało się, że Jack specjalnie był z Cande by sprawdzić jej wierność.
Podszedł do niej złapał za ramię i wyprowadził z budynku.
-Jak mogłaś!? Ze mną nie chciałaś spać! Ale z kimś innym to tak! Zdradzasz mnie!
I dostaniesz za to karę! Zbliżył się do niej. I zaczął rozbierać. Bił ją, wyżył na niej całą złość. Na koniec przejechał nożem po jej ramieniu.
-To sprawi, że już na zawsze będziesz pamiętała kim jesteś a jesteś zwykłą dziwką.-wyszeptał do jej ucha. I zostawił tak po prostu ją zostawił. Położyła się na ławce jedyne czego teraz pragneła to śmierci.

Otworzyła oczy znajdowała się w szpitalu. Spojrzała w bok zobaczyła Codiego.
Gdy przypomniała sobie wszystko w jej oczach zabrały się łzy. Najbardziej bolał ją jednak fakt, że zakochała a on ją wykorzystał. Jej brat przysiągł sobie, że nie da już nikomu skrzywdzić jego małej siostrzyczki. Obwiniał się za to, że została skrzywdzona przez tego drania. Myślał, że był za bardzo zajęty pracą i nie przejmował się siostrą. A przecież tak wcale nie było robił to tylko dla niej dla ich wspólnego lepszego życia. Dotarli do domu ich ojciec jak zwykle niczym się nie przejął. Weszli do pokoju rudej.
-Słuchaj młoda wyjeżdżamy stąd, sprawię, że jeszcze będziesz szczęśliwa-powiedział Cody i przytuli Cande. Dziewczyna tego dnia przysiągła sobie, że już nigdy się nie zakocha, że już zawsze będzie silna i nikomu nie da się już skrzywdzić. Tylko wtedy nie wiedziała jeszcze, że jest w ciąży, w ciąży z potworem.

Podniosła głowę znowu płakała. Facundo właśnie przeżył szok. Nie spodziewał się tego co usłyszał. Przytulił ją. Zdał sobię sprawę, że to przez jego kuzyna tak cierpiała.
-Ciii... możesz opowiadać dalej?-pokiwała głową
-Dzisiaj dowiesz się wszystkiego-wzięła głęboki oddech
-Gdy dowiedziałam się, że będę miała dziecko byłam przerażona.
Mimo tego urodziłam syna nazywał się Patrick. Cody pomógł mi go wychować.
Pokochałam go był całym moim sercem. Niestety zmarł-rozpłakała się-Myślałam, że wszystko będzie dobrze ale zmarł! Rozumiesz?! Po prostu zmarł! Teraz już wszystko rozumiesz prawda? Obiecałam sobie, że będę chłopakiem i wszystko było dobrze ale potem pojawiłeś się ty-złapał ją za rękę i zaprowadził do domu. Gdy przyszli zaprowadził ją do swojego pokoju. Spojrzał na
zagarek 1:55 westchnął. Siedziała na łóżku podkulając nogi pod brodę, po jej policzkach znowu spływały łzy. Podszedł do niej i mocno przytulił.
-Teraz wszystko będzie dobrze.
Nie mogła spać. To wszystko było dla niej za dużo. Nie radziła już sobie z wspomnieniami. Wszystko wróciło znowu wszystko wróciło.
Ale mimo tego Cande była gdzieś w głębi szczęśliwa wyznała prawdę i nie będzie musiała znowu przez to przechodzić. Nie wiedziała wtedy jeszcze jak bardzo się myliła. Nie przypuszczała nawet jaki świat może być okrutny...


*retrospekcja, historia Cande tak jakby w trzeciej osobie

No i proszę cała prawda wyszła na jaw.
Coś czuje, że zepsułam ten moment, szlak by to!
Ja zawsze wszystko psuje...
Wiem, że długo nie dodawałam ale uwierzcie, że miałam na serio dużo na głowie
Zawody, mecz i trzy konkursy plus szkoła ale już nie narzekam wy na pewno też macie dużo lekcji co?
Pytanka:
1. Co myślicie o tajemnicy Cande?
2. Jak Facu na to zareaguje?