niedziela, 23 listopada 2014

Epilog; "Czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja do bólu"




     
-Wyżej mamusiu, wyżej!-uśmiechneła się. Tak bardzo kochała swojego syna. Był dla niej wszystkim.
Po tym jak Lodovica znalazła w kieszeni jej bluzy test ciążowy, pozwoliła jej odejść. Po paru dniach wyprowadziła się wspólnego domu. Włoszka zrozumiała Candelarię, dziewczyna zorientowała się po kilku dniach, że jest w ciąży. Musiała coś z tym zrobić, postanowiła wybrać drogę ucieczki. Nie chciała nikogo obarczać swoimi problemami. Nie po raz drugi. Wiedziała, że sama musi sobie poradzić i taki miała zamiar. Udało jej się, wychowała syna, miał na imię Cody-tak jak jej brat. Jej dziecko było śliczne, Cody miał duże brązowe oczy i rude włoski-odziedziczył je po mamie.  Cande każdego dnia modliła się żeby jej syn nie miał w sobie chodziaż cząstki z ojca, nienawidziła go.
Gdy odjeżdżała, nie czuła lęku, zrobiła to pod podstępem, dobrze wiedziała, że Facundo i jej brat nigdy by jej nie zostawili i właśnie dlatego zdecydowała się na ten krok. Uciekła tam gdzie nikt by jej nie szukał, do miejsca gdzie kiedyś mieszkała. Owszem, wspomnienia wracały, ale teraz miała przy sobie syna.
-Chyba już wystarczy, co skarbie?
-Dobrze-kobieta pomogła chłopcu wyjść z huśtawki i złapała go za rękę.
-Mamusiu, czy tata mnie nie kochał?-zapytał nagle
Zamknęła oczy te pytania od zawsze sprawiały jej ból, zawsze obawiała się, że Cody o to zapyta.
Uklękneła przy chłopcu, który był przestraszony, tylko kilka razy widział łzy swojej mamy.-Mamusiu nie płacz.
-Kochanie Twój tata był zły. Bardzo mnie skrzywdził.
-Ale, dlaczego? Nie chciał mnie?
-Słoneczko, po prostu był zły. Jak z takiej bajki...
-Chciał zniszczyć Ci życie?
-Nie wiem. Ale bardzo Cię kocham.
-Ja też Cie kocham mamusiu. Tylko nie płacz. Ja będę Cię bronić. Już nikt nigdy nie zrobi Ci nic złego.-uśmiechnęła się przez łzy. Taki syn to skarb.
-Chodź kochanie. Pójdziemy na lody.
-Poszukam Ci męża.


           Nienawidził tego miejsca, tutaj wszystko się zaczęło. Dan skrzywdził Candelarię, a ona już nigdy nie była taka jak kiedyś. Przyjechał tu z Codym po te piepszone dokumenty. Miał być świadkiem na jego ślubie z Lodovicą. Do dzisiaj nie wiedział gdzie jest jego dziewczyna. Zostawiła mu list, ale nie wiedział nawet czy żyje. Wciąż nie mógł o niej zapomnieć. Tak bardzo ją kochał, cały czas miał nadzieję, że ją znajdzie. Szukał jej, szukał praktycznie wszędzie. Bo ona mogła być i dlaczego go zostawiła. W liście pisało, że musi zacząć żyć od nowa i nie chce już obarczać swoimi problemami. A, on tak bardzo tęsknił, każdego dnia umierał z tęsknoty  za nią, za jego Candelarią.
-Myślisz o Niej, prawda?-zapytał nagle Cody.
-Tak.-przyznał.-Tak bardzo ją kocham. Co ja mam zrobić?
-Nie wiem. Szukaliśmy jej wszędzie. Może trzeba... zapomnieć.
-Nie! nie wolno Nam zapominać! Musimy walczyć, szukać jej!
-Gdzie?! Gdzie do cholery?! Odeszła, zostawiła nas!-Cody się rozpłakał zatrzymał samochód i schował twarz w dłoniach.
Resztę drogi nic nie mówili siedzieli w milczeniu, właściwie po dokumenty wyszli też bez słowa.
-Chodź, pójdziemy sie czegoś napić.
-Jasne.-skierowali się do pobliskiej kawiarni.
-A, co z Lodo?-zapytał nagle
-W porządku, podpisuje zaproszenia i nie chce pokazać mi sukni ślubnej.
-Jesteście uroczy.-stwierdził, za co dostał w ramię od przyjaciela.
Nagle ich rozmowę przerwał kilkuletni chłopiec, złapał Facunda za rękę.
-Zostaniesz moim tatą?-zapytał, mężczyźni się roześmieli.
-A, gdzie Twoja mama?
-Cody!-ten głos, nie to nie może być prawda.
-Cody, tu jesteś.-złapała chłopca za rękę.
-Przepraszam pana...-spojrzała mu w oczy.
-Cande...




     Beznadziejny epilog podsumowujący beznadziejne opowiadanie. Ehh, to już koniec, tej tragedii.
Takie dziwne te zakończenie, nie? Bezsensu. nie zabiłam Cande, radujcie się. Gabi dobrze przewidziała, że to test ciążowy. Jestem bardzo przewidywalna, prawda?
W tym miejscu, pragnę podziękować wszystkim, którzy czytali tą beznadzieję.
Dziękuję, na prawdę, to dzięki Wam śmiałam się do monitora jak jakaś nie normalna.
Szczgólne podziękowania, należą się mojej Żonie, dzięki Ci skarbie za Twoje wsparcie, Justynce, która zmuszała mnie do pisania rozdziałów i Wiktorii bez, której ten epilog, by nie powstał.
Dziękuję, pamiętajcie, że bardzo Was kocham.

A, teraz inna sprawa. Ponieważ nastąpił koniec tego, jakże beznadziejnego opowiadania, postanowiłam założyć sobie nowego bloga, uwaga o II wojnie światowej, jestem bardzo mądra, prawda?
http://over-death.blogspot.com/.
taa, to by było na tyle.
Żegnajcie.

środa, 12 listopada 2014

34. Poświęcenie


                    Obudził go głośny krzyk. Uświadomił sobie, że to jego dziewczyna. Wstał, odszukał wzrokiem drzwi i poszdł do pokoju obok. Candelaria była już kilka dni w domu, ale nadal nie umiała się uspokoić, w nocy budziły ją koszmary, a w dni wcale się nie odzywała. Tak, bardzo było mu jej żal.
Powoli otworzył drzwi. Candelaria siedziała na łóżku, a po jej policzkach spływały łzy.
Podszedł do niej. Wiedział, że nie będzie tego chciała, ale z całej siły ją przytulił. Próbowała się wyrwać.
-Zastaw mnie!-krzyknęła dławiąc się łzami.
-Cicho, Cande, spokojnie.-szepnął, gładził ją po włosach. A dziewczyna powoli się uspokajała.
Trzymał ją w ramionach kilkanaście minut. Czuł się za nią odpowiedzialny.
Ale, w końcu poczuł, że ma swoją Cande obok siebie. Obiecał sobie, że nauczy Cande żyć, tak jak wtedy, Mimo wszystko.
Zauważył, że dziewczyna zasnęła ułożył ją delikatnie na łóżku i przykrył kołdrą. Pocałował ją w głowę.
-Nie martw się, Cande. Wszystko będzie dobrze. Obiecuje.
Ktoś położył dłoń na jego ramieniu, spojrzał na tą osobę, zobaczył brata dziewczyny.
Cody płakał, patrzył na swoją siostrę, a z jego oczy płyneły strugi łez.
-Myślisz, że ona dojdzie do siebie?
-Mam nadzieję, Cody. raz sobie poradziła, ale teraz? Dlaczego ją to spotkało?! Dlaczego ona!-podniósł głos.-Przez całe życie miała pod górkę, ale to jest przesada!!
-Wiem.
Powoli wyszli z jej pokoju, Facundo zamknął za sobą cicho drzwi. Razem skierowali się do salonu.
-Chcesz kawy?-kiwnął głową.
-Wyjadę z Cande do Hiszpanii.-stwierdził Cody.
-Co? Nie możesz tego zrobić!
-Oczywiście, że mogę.-skrzywił się.-To moja siostra. Nie chce Was obarcza  c, wiem, że ją kochasz, ale ona już nie jest tamtą Candelarią, którą kochałeś.
-I co z tego! Kocham ją! Nie pozwolę Ci jej zabrać.
-Ale, tak będzie lepiej, to miejsce wszystko jej pewnie przypomina.
Nagle usłyszeli cichy szloch.
Candelaria stała za ścianą i właśnie osuwała się na dół.
-Nie chce być dla Was ciężaram.-szepnęła.-Powinnam umrzeć.
Obydwoje byli w szoku, Cande prawie w ogóle nie mówiła, a teraz?Facundo podniósł dziewczynę i wtulił ją mocno w siebie.
-Nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz dla nas ciężarem Cande. Kochamy Cię tak mocno. Wiem, że Ty też nadal mnie kochasz. To wszystko przez to co się stało.
-Przepraszam-powiedziała prosto do jego ucha.-Nie zasługuje na Twoją miłość.
-Zasługujesz, oczywiście, że zasługujesz.
Chłopak wziął Candelarię na ręcę i zaniósł do sypialni, położył na łóżku.
-Boję się.-popatrzyła w sufit.-Tak bardzo się boję, każdej nocy mi się śni. Gdy tylko zamykam oczy. Nie jestem już kobietą, jestem dziwk...
-Nie, nigdy nie byłaś i nie będziesz dziwką.-złapał ją za rękę. To nie Twoja wina, że ktoś Cię skrzywdził.
-Nigdy nie będę mogła dać Ci tego, na co zasługujesz.-skierowała na niego swój pełen bólu i łez oczy.
-Chce tylko Twojego szczęścia. Wiem, o co Ci chodzi. Cande, ja nie potrzebuje seksu. Poczekam, aż będziesz gotowa, mogę czekać nawet całe życie. -pociągnęła nosem.
-Wiesz, zawsze myślałam, że to Ty będziesz tym pierwszym, z którym sama będę chciała to zrobić, ja...
-Cichutko, Cande spokojnie.
W jego oczach zbierały się łzy. Tak bardzo ją kochał. Mógłby poświęcić jej wszystko. Wszystko.

Po tej nocy Cande nadal się nie odzywała, siedziała w swoim pokoju patrząc w ścianę. Gdyby chłopaki nie przynosili jej jedzenie, nie jadłaby. Była całkowicie w sobie zamknięta. Aż, pewnego dnia coś się zmieniło.
Wstała o ósmej rano, ubrała się w dres włożyła słuchawki do uszu. Gdy schodziła na dół, napotkała zdziwione spojrzenia chłopaków.
-No, co?-zapytała jakk gdyby nigdy nic. Ich zdziwienie było jeszcze bardziej zdziwione.
-Chcesz śniadanie?
-Nie. Zjem jak przyjdę. Dzięki.
Facu zauważył jak powoli się do niego zbliżała. Chciała go pocałować, ale przed tem w jej oczach pojawił się strach. Znał ją, zobaczył to. Nie do końca się odważyła. Cmokneła go lekko w policzek.
Po czym nie zwracając uwagi na zszokowanie innych wybiegła z domu.
-Co jej się stało?
-Nie wiem.
-A jeżeli zrobiła to by, by ze sobą skończyć?-zapytała przerażona Lodovica.
-Wypluj to!-krzyknął Cody.
-Widziałeś ją wczoraj! Myślisz, że zmieniła się tak z dnia na dzień?
-Dobra, chodźcie poszukamy jej!
Pokiwali głowami. Rozdzielili się, byli na prawdę zdenerwowani.
Lodovica w końcu ją znalazła. Szła drogą w parku. Śpiewała sobie coś pod nosem.
-Cande!-odwróciła się, spojrzała na nią.
Włoszka szybko ją dogoniła. Przytuliła przyjaciółkę.
-Myślałam, że co sobie zrobisz. Cande jak Cię kocham!-uśmiechnęła się.
-Też Cię kocham.
Dziewczyna nagle zauważyła, że w bluzie Candelarii coś jest. Wyciągneła to.
Była zszokowana. Zastygła.
-Cande, Ty...-spojrzała na nią.
Z oczu dziewczyny popłyneły łzy.
-Tak, Lodo to prawda.




    Hej, hej kochani. Tak prezentuje się ostatni rozdział. Tak, ja wiem wszyscy teraz domyślacie się o co chodzi na końcu. Epilog pojawi się gdzieś za tydzień? Nie wiem, zobaczy się. A, teraz sobie ponarzekam, dobra?
Boże, no ja piepsze!! Jak ta szkoła mnie denrwuje! Godzinami siedzę przed książkami, a nauczyciele i tak tego nie doceniają. Dzisiaj moja mama była na wywiadówce i dostałam opiepsz, (ale nie za oceny, oceny mam całkiem dobre. Chodziaż ostatnio P. Ruda nawrzeszczała na mnie, że mam średnią z gery 4.11 jej zdaniem to jest zagrożenie xD).
Czy Was, też tak denerwuje ta Violetta? Oglądam ten serial i umieram! Żal xD!
Jaki ten rozdział jest beznadziejny, coś okropnego. Nawet ostatniego rozdziału nie umiem napisać! Wybaczcie. Przepraszam.

niedziela, 19 października 2014

33. Początek

          -To tutaj-stwierdził, weszli do środka, to prawda. Był tam ten przeklęty człowiek siedział na kanapie, gdy usłyszał ich kroki odwrócił się w ich stronę.
Cody nie wytrzymując podbiegł do niego, złapał go za ramiona i przycisnął do ściany.
-Gdzie, ona jest?!-uderzył go z całej siły w brzuch.
-Puść mnie!
Diego wbiegł po schodach do góry, Lodovica z Facundem poszli w przeciwną stronę.
-Nigdy jej nie znajdziesz. Ona jest moja! Tylko moja! I tak nie będzie już szczęśliwa.
Cody uderzył go w twarz, Dan walnął głową o ścianę i stracił przytomność. Cody go zostawił pobiegł do piwnicy. Zobaczył ją, leżała skulona w kącie, była nieprzytomna. Podbiegł do niej.
-Teraz będzie już wszystko dobrze, słyszysz. Candusia, kochanie obudź się, proszę.-szeptał siostrze do ucha. Gładził ją po włosach. Wziął ją na ręcę. Teraz była już bepieczna.
-Znalazłem ją!-krzyknął.
-Policja już jedzie-stwierdził Diego.
Facundo podszedł do przyjaciela, pogładził dziewczynę po głowie.
-A jeżeli to nie jest koniec?-zapytał patrząc czule na Candelarię
-Nie rozumiem-stwierdził Cody.
-Jeżeli to nie koniec koszmaru?...-popatrzył przed siebie.-...A jeżeli to dopiero początek?
-Przynajmniej jakiś początek.
-Karetka jest w drodze.-stwierdziła Włoszka.-Patrz co znalazłam na biurku.-podała Facundowi zeszyt.
-Myślisz, że...?
Pokiwała głową, po chwili usłyszeli dźwięk syren.

Lekarz wyszedł z jej sali, miał smutną minę, można było zobaczyć na niej uczucia.
Cody, podszedł do niego.
-Co jej jest? Doktorze, wszystko w pożądku?
Zaprzeczył ruchgem głowy.
-Dziewczyna jest bardzo mocno pobita, odwodniona i...
-Zgwałcona-dokończył Cody.
Pokiwał głową ze współczuciem
-Na, prawdę mi przykro. Znajdzićie tego kto jej to zrobił.
Odszedł.
-Doktorze?
-Tak?
-Możemy zabrać ją do domu?-pomyślał chwilę. Wahał się.
-Tak, myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
Cody wszedł do sali, gdy zobaczył swoją siostrę miał ochotę po prostu z tamtąd wyjść. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie.
Spojrzała na niego, tymi swoimi brązowymi oczymi. Nie umiał w nie patrzeć, nie teraz.
Nie wytrzymał podbiegł do niej i mocno przytulił z jego oczu popłyneły łzy.
Odsuneła się, nie chciała jego dotyku, nie chciała bliskości.
-Cande...-nic nie powiedziała odwróciła wzrok, pusto patrząc w okno.
Lodovica weszła do sali, położyła dłoń na jego ramieniu.
-Zostaw nas.-poprosiła.
Otarł łzy i odszedł, nie on nie chciał znowu tego przeżywać.
Włoszka usiadła na skraju jej łóżka.
-Cande, wszystko będzie dobrze, nie zostaniesz sama. Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale wiedz, że my zawsze będziemy obok Ciebie.
Dziewczyna popatrzyła na nią, po policzku spłyneła jej łza.
A ona miała wrażenie, że na chwilę nawiązała z nią kontakt, a jej oczy znowu były takie jak wtedy.
Niestety, po chwili to się zmieniło, Ledwie mrugneła, a w jej oczach znowu panowała pustka i ból.



Tak, wiem zawiodłam.
Napisałam beznadziejnie i jestem spóźnina. Ale już nie zanudzam.
Dzisiaj nie mam nic na Swoją obronę.

sobota, 20 września 2014

32. Utracone nadzieje

           Otworzyła oczy, znowu ją skrzywdził. Teraz czekała już tylko na śmierć. Nie chciała żyć, z tym co jej zrobił.
Nagle do pokoju wszedł Dan.
-Zadzwonisz to tych pożal się Boże kolegów i powiesz im, że uciekłaś, rozumiesz? Cały czas dzwonią, piszą. Nie sądziłam, że znajdzisz sobie tak szybko chłopaka. Spałaś już z nim? Co? Wie już jaka jesteś beznadziejna?
Schyliła głowę, po jej policzkach zaczeły spływać gorące łzy. Gdy była z Facu, zapominała już powoli o tym koszmarze. Zaczeła nawet powoli planować z Nim przyszłość. Myslała, że to on będzie jej pierwszym chłopakiem z którym sama będzie chciała spędzić noc. Niestety myliła się. Widocznie on nie był jej pisany.


    Przeszukiwali teren już od kilku godzin.
-Gdzie on ją do cholery wywiózł?!-krzyknął Cody uderzając o kierownicę ręką.
-Patrz, Cande dzwoni!
-Co? Odbieraj! Daj na głośnik-wyrwał telefon z rąk Lodo.
-Halo?-odedzwała się.
-Cande, kochanie gdzie jesteś?-zapytał łamiącym się głosem Facundo.
-Musicie coś wiedzieć, kocham Was! Wszystkich, przepraszam, że musieliście się ze mną męczyć. Ale na prawdę Was kocham, Facu kocham Cię. Myślałam że to ty będziesz moim... Przepraszam...-połączenie zostało przerwane. Facundo trzasnął drzwiami i wyszedł z samochodu. Rozpłakał się jak małe dziecko. Nie mógł jej stracić! Nie mógł.

-Nie posłuchałaś mnie!-krzyknął i uderzył ją w policzek.-Dostaniesz za to karę!
-Zabij mnie-cicho poprosiła.
-Nie, jesteś mi potrzebna-szepnął do jej ucha i znowu je pocałował.
Zbliżył się do niej pocałował mocno w usta. Nie potrafiła się już opierać i tak wiedziała co ją czeka.

-Idź po niego-powiedział cicho Cody.-Trzeba ją znaleźć.
Pokiwała głową i otarła łzy. Po chwili wróciła z chłopakiem.
Ruszyli, chodziaż sami nie wiedzieli gdzie. Cody skierował się w miejsce gdzie kiedyś mieszkali. Zatrzymał się przy starym domu. Wysiadł z pojazdu, co jego przyjaciele powtórzyli.
-To nasz dawny dom. Mój ojciec nadal może w nim mieszkać.-wyznał Cody patrząc pustym wzrokiem przed siebie.
Nienawidził tego miejsca. Tu przeżył z siostrą najgorsze chwilę swojego życia. Gdyby mógł wymazał by to miejsce z pamięci. Niestety, nie móg, nie potrfił...
-Wchodzimy?-zapytała Lodovica, podchodząc do Codiego i łapiąc go za rękę. Wiedziała jak bardzo mu teraz ciężko.
Pokiwał głową. Weszli do środka, drzwi były otwarte.
-Kto przyszedł?-usłyszali głos. Cody zadrżał to był on. Potwór zwany jego ojcem.
Mężczyzna pojawił się przed nim.
-Cody! Synku!-krzyknął ucieszony.
Chłopak cofnął się o parę kroków.
-Gdzie jest Dan?-zapytał przez zęby.
-Siadajcie-poprosił.
Nie chętnie usiedli na kanapie. Lodo ścisneła mocniej dłoń Codiego.
-Nie przyszedłem tu do Ciebie w odwiedziny. Dan porwał Cande jak myślisz, przez kogo? Przez Ciebie! To Ty upijałeś się w nocy, w dnie, cały czas! Wiesz co wtedy czułem?! Wiesz co Cande czuła?! A, wiesz co czuła gdy przyprowadziłeś do domu tego idiotę?! A wiesz co czuła gdy... gdy on ją zgwałcił?-spojrzał na swojego ojca. Który wydawał się być przestraszony.
-Ja na prawdę nie chciałem, synku!
-Nie masz już syna. Nie masz też już córki. Nie chcesz nam pomóc. To nie. -powiedział wychodząc wraz z innymi. Gdy znajdował się przed jego domem, z oczu pociekły mu łzy. Nie potrafił już nad nimi zapamować, Cande znowu została skrzywdzona, wiedział to Dan był nieobliczalny.
Przytulił się do Lodo, której nagle wpadło coś do głowy.
-Wiem, gdzie może być-wyznała.


   Ile mnie tu nie było?
Ehhh troszkę się zebrało, ale serio ja próbowałam coś napisać. To ta durna szkoła! Ej weźcie trzy tygodnie, a ja już jestem wykończona. Niby weekend, a ja i tak mam go za pewne zawalony. Muszę się uczyć na dwa sprawdziany i cztery kartkówki, masakra nie? Przypuszczam, że macie podobnie?
To u góry to kompletna masakra, ale jakoś nie umiałam tego sknocić. W następnym rozdziale uratują Cande, później jeszcze z dwa (jeden może więcej, zobaczy się xD) i epilog. Tsa, jak te kilka rozdziałów, będą tak samo beznadziejne jak te, to się chyba załamię, w ogóle oczekujcie czegoś w poniedziałek. Taki ważny dzień *-* xD. Nie nic..
Kończę tą durną notkę i wracam do sprzątania mojego burdelu (ta, mój pokój po całym tygodniu nauki nie wygląda dobrze xD)
Kocham Was. To, do następnego?



czwartek, 28 sierpnia 2014

31. Narastający koszmar

              Obudziła się w ciemnym, szarym pokoju. Usiadła na podłodze i dotkneła swojego czoła wyczuła ranę i sykneła lekko, bardzo ją to zabolało.
Usłyszała jak drzwi się otwierają, wystraszyła się posuneła do samej ściany.
Do pokoju wszedł Dan, zamkneła oczy.
-Witaj, już się obudziłaś?-zapytał podchodząc do niej na niebazpieczną odległość.
Pocałował ją w szyje, potem w policzek, a potem w usta.
W jej oczach zebrały się łzy, po chwili spłyneły one po policzkach. Nie wytrzymała, odepchneła go z wielką siłą. Upadł na ziemię. Wściekł się, uderzył ją w twarz.
-Gdy ostatnio się widzieliśmy, nie byłaś taka ostra.
Podciągnął ją za włosy do góry i uderzył jeszcze raz. Upadła na ziemię.
Wiedziała co chce zrobić. Dobrze wiedziała co ją teraz czeka.
     
      Wściekły wyszedł z komisariatu, obrócił się przotem do ściany budynku i uderzył w nią mocno ręką.
Lodovica, podbiegła do Niego i mocno się do niego przytuliła. Rozpłakała się. Bała się o swoją przyjaciółkę, Cody pocałował ją lekko w głowę. Ona dawała mu siłę.
-Co teraz robimy?-zrospaczony  Facundo.
-Skoro policja nie chce jej szukać, sami to zrobimy. A potem wsadzimy tego skurisyna do pudła.-wysyczał Cody.
-Jak myślisz gdzie On ją zabrał?-zapytała Włoszka.
-Nie mam pojęcia. Jedźmy do domu i ustalmy gdzie mogą być.
-Dobra, ale pośpieszmy się. On może...-nie dokończył, nie potrafił.
Wsiedli szybko do samochodu i odjechali.
Gdy byli na miejscu. Zapalili wszystkie światła i usiedli przy stole.
-Opowiedzcie nam o co w ogóle chodzi.-poprosił Jorge.
-Kochamy Cande, to nasza przyjaciółka.
-Dobrze-zgodził się Cody.
Wiedział, że jego siostra im ufa z resztą sam ufał tym ludziom.
Juź otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy do domu wparował Diego.
-Stary! Co ty tu robisz?-zapytał Ruggero.
-Mechi po mnie dzwoniła, nie ważne- machnął ręką-Co z Cande?-zapytał zdejmując bluzę i siadając obok Nicolasa.
-Cande została porwana.-wytłumaczył-I Cody właśnie, miał nam wytłumaczyć o co chodzi.
-Za pewne zauważyliście wszyscy, że Candelaria od początku była inna.-
Pokiwali  zdecydowanie głową.-Udawała chłopaka, nie ubierała sukienek, udawała twardą... w rzeczywistości taka nie była. Widzieliście kiedyś jak moja siostra płacze?
Nie widzieliście. Prawda?-westchnął ciężko, za chwilę wyjawi największy sekret  swojej Candusi.- Ona miała bardzo trudną przeszłość. Jej mama zmarła gdy Cande była jeszcze mała, zostałem z nią tylko ja i ojciec, no właśnie ojciec. Po śmierci mamy, ojciec zaczął nas bić, znęcał się nad nami, aż któregoś dnia przyprowadził do nas takiego faceta, oświadczył iż to nowy chłopak Candelarii.  Zatkało nas. Jednak wydawało mi się, że z czasem Cande się w nim zakochała, byłem idiotą, ona nie kochała Dana, ona kochała jego kumpla, kochała kuzyna Facunda. Kochała Jacka, a on nie zasłużył na jej miłość. Okazało się, że sprawdzał wierność Candusi. A ona się zakochała i srogo za to zapłaciła.Na jakiejś imprezie Jack mu powiedział, Dan bardzo się wściekł i...-przerwał, zamknął oczyw których powoli zaczeły pojawiać się łzy. Wszyscy  z zapartym tchem
go słucha-i zgwałcił Candelarię.-wyszeptał, otwierając oczy, które całkowicie się znieniły. Po jakimś czasie okazało się, że Cande jest w ciąży. Zabrałem ją, daleko od tego świata. Tylko, potem wydarzyło się coś jeszcze gorszego mój siostrzeniec zmarł. Miał wypadek i zginął. Teraz znacie już całą prawdę. Wiecie co Cande ukrywała przez cały czas.
Nikt się nie odedzwał, wszyscy milczeli. Nie wiedzieli co powiedzieć, nie po czymś takim. Nikt nie spodziewał się takiej informacji.

               Kolejny raz rzucił ją na ziemię, była już ledwo przytomna. Sprzeciwiała mu się, jak tylko mogła, niestety wraz ze swoimi kolegami, okazał się silniejszy. Gdy dziewczyna nie miała już szans kazał im opuścić pokój.
-No malutka, teraz jesteśmy sami.-powiedział klękając na ziemię i przysuwając się do niej. Zamkneła oczy i próbowała się od niego otsunąć. Niestety wszelkie próby spełzły na niczym. Dan naparł na jej ciało. Pocałował ją zabarczo, ściągnął siłą z niej koszulkę, cicho załkała, nie chciała by to zrobił, nie chciała znowu cierpieć.
Uśmiechnął się szeroko, wyglądał okropnie.
-Jesteś taka seksowna.-szepnął jej na ucho. Pociągnął za włosy i namiętnie pocałował.
Resztkiem sił odciągneła go od siebie z głośnym krzykiem, zalała się łzami.
-Mmmm kocie
 Przysunął się do niej, patrzyła na niego, był nieobliczalny. Znowu ją to czekało.
Znowu czeka ją to samo. Tylko czy tym razem, również się z tego podniesie?





       Elo, melo!
Ale, długo musiałyście czekać, na ten rozdział. Ale tym razem mam usprawiedliwienie. Otóż byłam w szpitalu, sama nie wiem po co, skoro i tak mnie nie wyleczyli i nawet nie powiedzieli co mi jest xD. A teraz też leże w łóżku z gorączką, no już nie mówie jak się czuje, bo mnie Justi i Pati zaś opierdzielą, za to, że o siebie nie dbam itede.
Co do rozdziału to... o maj gasz jakie to beznadziejne xD. Dno kompletne, normalnie chodząca masakra! Taka dramaturgia i w ogóle, ale tak ma na razie być. Jeszcze pare rozdziałów, epilog i koniec. I tak macie mnie już dość, prawda? Prawda!
O ludzie! W poniedziałek do szkoły! Nie, no nie! Ja nie chce! Teraz to będę kuła na maxa xD. No ratunku! Ja nie chce tam wracać! Jeden plus. Odzyskam komputer o tak! W końcu! 
Boże, jak ja dużo gadam xD.
Tak, czy siak. Bardzo Was kocham.
I życzę powodzenia w nowym roku szkolnym! 
Bay.

sobota, 9 sierpnia 2014

30. Głucha cisza

Z zaciśniętymi powiekami obróciła się na pięcie w Jego stronę.
-Otwórz oczy kocie.-głośno wciągneła powietrze i otworzyła oczy.
Ukazał się jej oczom, nic się nie zmienił. 
-Czego chcesz?-zmusiła się do odedzwania do tego typu.
-Jak to czego? Ciebie.-zbliżył się do Niej, a ona odsuneła się i oparła o ścianę.
Bała się, cholernie się bała, ale nie chciała mu tego pokazać. Zamierzała z tym skończyć raz na zawsze
-Nie dotykaj mnie.-popchneła go tak mocno, że uderzył w ścianę.
Skierowała się do wyjścia.
-Chłopaki!-zawołał Dan, a do łazienki wszedło dwóch tęgich mężczyzn, którzy złapali dziewczyne za ramiona i przytrzymali przy ścianie. Zamkneła oczy.
Dan podszedł do dziewczyny i pocałował ją delikatnie w policzek. Drgneła, wszystko wróciło. Poczuła jak do Jej oczu napłyneły łzy.  Postanowiła się opanować. Zacisneła mocno zęby, wyrwała rękę z uścisku i z całej siły uderzyła Dana w twarz. Chłopak
pod wpływem uderzenia upadł na ziemię a z jego nosa pociekła krew, którą oterł rękawem bluzy.
-Zmieniłaś się. Lubię takie ostre laski.-podniósł się z ziemi i znowu do Niej podszedł.
Złapał ją za podbródek, a ta wyrwała się z Niego.
-Zabieramy ją.-stwierdził.-Zobaczcie tylko czy Jej przyjeciele gdzieś tam nie są.
Dan wyciągnął z torby taśmę klejącą i odkleił kawałek, który nakleił na ustach Rudej.
Ona wiedziała, że zaczyna się dla Niej kolejny koszmar. Nie przypuszczała jednak, że z tego może się już nie podnieść. 
Jeden z mężczyzn puścił Candelarię i wyszedł sprawdzić czy nikt nie stoi na drodzę.
Na drodze nikogo nie napotkał.
-Czysto-powiedział.
Zabrali dziewczynę i wyszli tylnym wejściem.
Po czym wsadzili wyrywającą się Candelarię do czarnego samochodu i odjechali  z piskiem opon.
-No to Candelario czeka nas niezła przygoda.

-Co ona tyle tam robi-zapytał Cody.
-Nie mam pojęcia.
Zobaczyli jak jakiś czrny samochód odjeżdża z parkingu.
Cody otworzył szeroko oczy znał ten samochód widział go w urodziny jego siostry.
-Facundo, idź sprawdzić czy Cande jest w łazience. To samochód Dana.
Chłopak szybko pobiegł w stronę łazienki, jakby to im szybciej tam dobiegnie miało zmienić bieg wydarzeń.
-Myślisz, że...-Lodovica się zawachała.
-Tak, właśnie tak myślę.
Facundo wbiegł do łazienki.
-Candelaria!-głucha cisza. -Cande!
Zaczął otwierać wszystkie drzwi po kolei niestety nikogo tam nie było.
Stacja benzynowa o tak późnej godzinie była pusta.
Na podłodze zobaczył krew, nie wytrzymał. Do jego oczu napłyneły łzy.
Usiadł w kącie i zacząk głośno płakać. Nie wstydził się łez. Teraz go to nawet nie obeszło. Obwiniał się za to, że Jego dziewczyna najprawdopodobniej została porwana. Przecież mógł wtedy iść z Nią, mógł się uprzeć i odprowadzić Ją do tej cholernej toalety. Na samą myśl co jego dziewczyna może teraz przeżywać poczuł ukłucie w żołądku. Zdawał sobie sprawę z tego kim jest Dan.
Musiał wziąść się w garść! Musiał ratować Candelarię!
Wstał i wyszedł z łazienki trzaskając drzwiami.
Dochodząc do samochodów usłyszał rozmowę swoich przyjaciół.
-Nic nie rozumiem! Kim jest ten Dan i czego do cholery chce od Candelarii?!-powiedział Ruggero
-Ja też nic z tego nie rozumiem. To był ten sam kolo co na jej urodzinach.
Facundo pojawił się obok Nich. Nie musiał nic mówić, wszyscy wyczytali z jego twarzy to co mieli wiedzieć.
-Płakałeś.-zauważył Cody.-Nie mam jej tam prawda? Nie pozwolę żeby on znowu ją skrzywdził. Nie pozwolę na to!-uniósł się.
Lodo zaczęla płakać i przytuliła się do Codiego, który był najbliżej niej.
-Jedziemy na policję-stwierdził brat Cande i delikatnie odsunął Włoszkę od siebie.-znajdziemy ją-przemówił patrząc jej prosto w oczy.
-Zaraz, zaraz czy o czymś nie zapomnieliście? Może nam łaskawie wytłumaczycie o co tu chodzi?-zapytała zdenerwowana Mechi.
-Teraz nie mamy czasu. Cande żłożyła na policję to co stało się wtedy?-zapytał Facundo, gdy wszyscy wsiedli do samochodu.
Cody zaprzeczył ruchem głowy.
-Wyjechaliśmy, Candusia chciała o tym zapomnieć. Nie chciała przechodzić przez te wszystkie zeznania. Po za tym Dan jest bogaty, może załatwić wszystko.
Candelaria wolała odpuścić.
-Myślisz, że uwierzą?-zapytała Lodo
-Nie wiem, ale zrobię wszystko żeby zaczęli jej szukać. Nie pozwolę jej już skrzywdzić. Za dużo przeszła.
Resztę drogi przebyli w milczeniu. Gdy dojechali na miejsce dojechały dwa samochody.
-Zamierzasz im powiedzieć?-zapytała Codiego Lodovica patrząc na swoich przyjaciół
Chłopak westchnął. Pokiwał zdecydowanie głową.
-Cande może Ci tego nie wybaczyć-szepnął Facundo
-O ile wogóle do nas jeszcze wróci.
-O co chodzi? Chcemy wiedzieć!-Ruggero się zdenerwował.
-Najpierw musimy zawiadomić policję.


Przybyłam! I w końcu napisałam ten rozdział, wiem troche mi to zajęło. Wiem jest beznadziejny, no trudno! Chyba się już przyzwyczailiście co? Czy Wy też czujecie szkołę? Mnie to już zaczyna przerażać, szkoła, wszędzie szkoła. Wizja trzeciej klasy mnie dobija, Ola rozumiesz mnie? Dobra kij z tym.
Do następnego.



piątek, 25 lipca 2014

29. Dan



    -Cande!-Zawołał Facundo
-Co?!-odkrzyknęła ze swojego pokoju.
-Jesteś gotowa?
-Chyba tak
-W takim razie chodźmy.-wszedł do jej pokoju i sięgnął po walizkę.
-Nie musisz mi pomagać. Sama umiem znieść walizkę.
-Umiesz, ale już nie musisz. Masz mnie.-powiedział i pocałował ją delikatnie w usta.
Po czym zabrał jej bagaż i odszedł.
Uśmiechnęła się szeroko-taki chłopak to skarb.

    Wsiedli do samochodu, podzielili się na dwa pojazdy. Ona, Facu, Lodo i Cody jechała samochodem Codyego. A reszta jechała w samochodzie Nicolasa.
Facu oczywiście zdeklarował Codiemu, że w połowie drogi, zmieni się z nim i to on będzie prowadził. Wybrali noc na podróż. Właściwie na miejsce planowali przyjechać po piątej nad ranem ale nigdy nie wiadomo.
Candelaria położyła głowę na ramieniu swojego chłopaka. On uśmiechnął się i pogładził ją delikatnie po włosach.
-Czeka nas długa podróż, spokojnie możesz się przespać.-powiedział Facundo i pocałował ją w głowę.
Cody zaśmiał się pod nosem.
-Jak słodko-zauważyła Lodo i włożyła sobie słuchawki do uszu, zagłębiając się w siedzeniu samochodu.
Ruszyli w podróż nikt z Nich nie podejrzewał w co może zamienić się zwykła wyprawa na wakacje.

-Cande?-szepnął chłopak.
Dziewczyna otworzyła oczy, zamrugała parę razy i ziewnęła zasłaniając usta ręką.
-Mamy przerwę, idziesz rozprostować nogi?-zapytał Cody
-Dobrze, idziemy? Zapytała już nieco rozbudzona, szturchając przyjaciólkę, która siedziała obok niej.
-Co już, już jesteśmy?-zapytała Lodo wybudzona z głębokiego snu.
-Nie ale mamy przerwę, idziesz się przejść.
-Tak kupie sobie kawę na tej stacji.
-Okey.
Wszyscy opuścili samochód, a Cody zamknął go.
-A gdzie reszta?-zapytała Ruda.
-Zaparkowali z drugiej strony.
-Idę do łazienki.-stwierdziła Lodovica.
-Dobrze tylko się nie zgub.
-Bez obaw-rzuciła tylko i skierowała sié w przeciwną stronę.
Grupa przyjaciół postanowiła się przejść, przecież czekała ich jeszcze długa droga.
Chodź-powiedział Facu do swojej dziewczyny i pociągnął ją za rękę.
-Za dwadzieścia minut macie być z powrotem-krzyknął za Nimi Cody.
-Dobrze.
Chłopak zabrał Candelarię w ustronne miejsce. Chciał po prostu choć na chwilę sam na sam.
-Po co mnie tu wyciągnąłeś?
-Chciałem żebyś choć na chwilę była tylko moja-zaśmiała się głośno
-Na wakacjach mamy przecież razem pokój.
-Tak to robota Twojego brata.
-No jak zwykle-przyznała.
-Kochom Cię ruda wiesz?-zapytał zbliżając się do niej.
-Ja też Cię kocham hipopotamie-ich usta spotkały się w czułym pocałunku.
Romantyczną scenę przerwał telefon dziewczyny.
Odsuneła się od niego i nie patrząc kto to odebrała.
-Halo?
-Cande? No w końcu ktoś odebrał.
-Diego? Czemu dzwonisz?
-Chciałem Wam przekazać, że jestem już na miejscu.
Dziewczyna nic nie rozumiała.
-Na jakim miejscu?-po drugiej stronie nic się nie odzywał.
-Chłopcy Ci nie powiedzieli?-zapytał w końcu.
-O czym?
-No, że spotykamy się na wakacjach a potem do Was wracam.
-Musiało i umknąć-powiedziała z zaciśniętymi zębami-zdenerwowana całą tą sytuacją.
-To ja już kończę-wyłączył się.
-Czemu nie powiedziałeś mi, że Diego wraca-zapytała wyrzutem swojego chłopaka.
-Diego wraca?-zapytał równie zdziwiony Facundo.
-Widocznie ty też nic nie wiedziałeś-stwierdziła opanowując się trochę. -Chodź musimy znaleźć resztę.
-Dobrze, ale opowiedz mi o co chodzi.-pokiwała głową i opowiedziała mu całą historię.
-No to nas załatwili-podsumował. Ona tylko pokiwała głową.
Podeszli do auta gdzie wszyscy się już zebrali.
-Czemu Nam nie powiedzieliście, że Diego wraca?-zapytał z wyrzutem.
-Kurcze? Na śmierć zapomniałem Wam o tym powiedzieć!! Przepraszam.-Krzyknął Ruggero.-Spotykamy się z nim na wakacjach a potem na stałe wraca do Nas.-objaśnił.
-Och musisz chyba wsiąść coś na sklerozę.-dogryzł Facundo.
Ten tylko się do niego uśmiechnął i wsiadł do wozu. Oznajmiając wszystkim, że już czas w drogę.
-Teraz ja kieruje-zauważył Facundo.
-Dobrze, to co siostra wsiadamy.
-Idę jeszcze do łazienki.
-Boże, Cande nie mogłaś iść ze mną?-zapytała Lodo
-Żadnego Boga tu nie ma. I nie, nie mogłam zaraz wracam.
-Pójdę z Tobą zaproponował Facundo.
Dziewczyna zgromiła go wzrokiem.
-Poradzę sobie.-skierowała się w stronę łazienki.
Gdy skończyła, spojrzała w lustro. Skrzywiła się, nie wyglądała za dobrze, miała cienie pod oczami, poplątane włosy i była blada. Westchneła. Ochlapała twarz wodą i właśnie zamierzała zawrócić, niestety ktoś jej przeszkodził.
-Candelaria, witaj, znowu się spotykamy.
Słysząc jego głos zdębiała, strach ją sparaliżował, zamkneła oczy, modliła się żeby to był tylko zły sen. Nie miała wątpliwości, to On. Koszmar jej życia, przekleństwo na, które została skazana. On powróciła wraz z Nim cały koszmar.
-Dan


Jest i rozdział! Zauważyłycie, że nie jest beznadziejny? Wiecie dlaczego? Bo to nie ja go pisałam. xD Rozdział powstał dzięki Natce, Sonii i Pawłowi (czy to nie dziwne, że pietnastoletni chłopak lubi Violettę? O.o) Ja nie umiałam go za wszelką cenę napisać, ale teraz już sobie poradzę, bo została wprowadzana akcja xD
I jak Wam mijają wakacje? Ja nie narzekam. Chodziaż będę się musiała znowu z Wami rozstać od środy do niedzieli wyjeżdżam (wychodzę?) na pielgrzymkę Rybnicką pewnie teraz zastanawiacie się co to jest? Aaa cztery dni się idzie na pieszo do Częstochowy. Ja tam nawet to lubię, ale już czuję jak mnie nogi bolą xD
W związku z tym nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Tak jak nie wiem czy napiszę w środę tego Shota na bloga, ale postaram się. 
Właśnie macie pozdrowienia od Pawła, Natki i Sonii, mam Wam przekazać, że się starali i mają nadzieję, że to docenicie i Wam się spodoba.
Kończę tę bezsensowną gadkę-szmatkę. Chodziaż nie jeszcze coś!
Kocham Was wiecie?