niedziela, 23 listopada 2014

Epilog; "Czas nie leczy ran, on tylko przyzwyczaja do bólu"




     
-Wyżej mamusiu, wyżej!-uśmiechneła się. Tak bardzo kochała swojego syna. Był dla niej wszystkim.
Po tym jak Lodovica znalazła w kieszeni jej bluzy test ciążowy, pozwoliła jej odejść. Po paru dniach wyprowadziła się wspólnego domu. Włoszka zrozumiała Candelarię, dziewczyna zorientowała się po kilku dniach, że jest w ciąży. Musiała coś z tym zrobić, postanowiła wybrać drogę ucieczki. Nie chciała nikogo obarczać swoimi problemami. Nie po raz drugi. Wiedziała, że sama musi sobie poradzić i taki miała zamiar. Udało jej się, wychowała syna, miał na imię Cody-tak jak jej brat. Jej dziecko było śliczne, Cody miał duże brązowe oczy i rude włoski-odziedziczył je po mamie.  Cande każdego dnia modliła się żeby jej syn nie miał w sobie chodziaż cząstki z ojca, nienawidziła go.
Gdy odjeżdżała, nie czuła lęku, zrobiła to pod podstępem, dobrze wiedziała, że Facundo i jej brat nigdy by jej nie zostawili i właśnie dlatego zdecydowała się na ten krok. Uciekła tam gdzie nikt by jej nie szukał, do miejsca gdzie kiedyś mieszkała. Owszem, wspomnienia wracały, ale teraz miała przy sobie syna.
-Chyba już wystarczy, co skarbie?
-Dobrze-kobieta pomogła chłopcu wyjść z huśtawki i złapała go za rękę.
-Mamusiu, czy tata mnie nie kochał?-zapytał nagle
Zamknęła oczy te pytania od zawsze sprawiały jej ból, zawsze obawiała się, że Cody o to zapyta.
Uklękneła przy chłopcu, który był przestraszony, tylko kilka razy widział łzy swojej mamy.-Mamusiu nie płacz.
-Kochanie Twój tata był zły. Bardzo mnie skrzywdził.
-Ale, dlaczego? Nie chciał mnie?
-Słoneczko, po prostu był zły. Jak z takiej bajki...
-Chciał zniszczyć Ci życie?
-Nie wiem. Ale bardzo Cię kocham.
-Ja też Cie kocham mamusiu. Tylko nie płacz. Ja będę Cię bronić. Już nikt nigdy nie zrobi Ci nic złego.-uśmiechnęła się przez łzy. Taki syn to skarb.
-Chodź kochanie. Pójdziemy na lody.
-Poszukam Ci męża.


           Nienawidził tego miejsca, tutaj wszystko się zaczęło. Dan skrzywdził Candelarię, a ona już nigdy nie była taka jak kiedyś. Przyjechał tu z Codym po te piepszone dokumenty. Miał być świadkiem na jego ślubie z Lodovicą. Do dzisiaj nie wiedział gdzie jest jego dziewczyna. Zostawiła mu list, ale nie wiedział nawet czy żyje. Wciąż nie mógł o niej zapomnieć. Tak bardzo ją kochał, cały czas miał nadzieję, że ją znajdzie. Szukał jej, szukał praktycznie wszędzie. Bo ona mogła być i dlaczego go zostawiła. W liście pisało, że musi zacząć żyć od nowa i nie chce już obarczać swoimi problemami. A, on tak bardzo tęsknił, każdego dnia umierał z tęsknoty  za nią, za jego Candelarią.
-Myślisz o Niej, prawda?-zapytał nagle Cody.
-Tak.-przyznał.-Tak bardzo ją kocham. Co ja mam zrobić?
-Nie wiem. Szukaliśmy jej wszędzie. Może trzeba... zapomnieć.
-Nie! nie wolno Nam zapominać! Musimy walczyć, szukać jej!
-Gdzie?! Gdzie do cholery?! Odeszła, zostawiła nas!-Cody się rozpłakał zatrzymał samochód i schował twarz w dłoniach.
Resztę drogi nic nie mówili siedzieli w milczeniu, właściwie po dokumenty wyszli też bez słowa.
-Chodź, pójdziemy sie czegoś napić.
-Jasne.-skierowali się do pobliskiej kawiarni.
-A, co z Lodo?-zapytał nagle
-W porządku, podpisuje zaproszenia i nie chce pokazać mi sukni ślubnej.
-Jesteście uroczy.-stwierdził, za co dostał w ramię od przyjaciela.
Nagle ich rozmowę przerwał kilkuletni chłopiec, złapał Facunda za rękę.
-Zostaniesz moim tatą?-zapytał, mężczyźni się roześmieli.
-A, gdzie Twoja mama?
-Cody!-ten głos, nie to nie może być prawda.
-Cody, tu jesteś.-złapała chłopca za rękę.
-Przepraszam pana...-spojrzała mu w oczy.
-Cande...




     Beznadziejny epilog podsumowujący beznadziejne opowiadanie. Ehh, to już koniec, tej tragedii.
Takie dziwne te zakończenie, nie? Bezsensu. nie zabiłam Cande, radujcie się. Gabi dobrze przewidziała, że to test ciążowy. Jestem bardzo przewidywalna, prawda?
W tym miejscu, pragnę podziękować wszystkim, którzy czytali tą beznadzieję.
Dziękuję, na prawdę, to dzięki Wam śmiałam się do monitora jak jakaś nie normalna.
Szczgólne podziękowania, należą się mojej Żonie, dzięki Ci skarbie za Twoje wsparcie, Justynce, która zmuszała mnie do pisania rozdziałów i Wiktorii bez, której ten epilog, by nie powstał.
Dziękuję, pamiętajcie, że bardzo Was kocham.

A, teraz inna sprawa. Ponieważ nastąpił koniec tego, jakże beznadziejnego opowiadania, postanowiłam założyć sobie nowego bloga, uwaga o II wojnie światowej, jestem bardzo mądra, prawda?
http://over-death.blogspot.com/.
taa, to by było na tyle.
Żegnajcie.

2 komentarze:

  1. Jezus Maria!<33 Po pierwsze:Ha,pierwsza!xDD A teraz już do rzeczy....Werciu moja kochana,mój ty słodki i najcudowniejszy kociaczku!!Nie masz mi za co dziękować słońce,to ja powinnam podziękować Tobie!To ty to tak świetnie napisałaś,nie ja.Cieszę się,że poznałam tak cudowną osobę jak Ty i że przeczytałam tego cudownego bloga!To jeden z najlepszych blogów jakie czytałam i błagam Cię,nie mów takich głupot,że to jest tragedia,bo mnie to rani!Jesteś świetna i pamiętaj o tym,będę Ci to powtarzać do mojej usranej śmierci!!!<33 Na prawdę mocno Cię kocham,nie jesteś przewidywalna,co dzień mnie zaskakujesz.Nie sądziłam,że to mógł być test ciążowy,to już mnie całkiem zatkało.Spodziewałam się tego notesu,co w 33 Lodo dała Facu,noża,a nawet pistoletu,ale nie testu!To było coś wspaniałego i z ciężkim bólem serca będę żegnała tego bloga.<3 Wiem,że twój następny blog będzie równie świetny i już się nie mogę doczekać moich łez podczas jego czytania,tak jak tutaj!Żałuję tylko,że nie opisałaś dalej,czy wreszcie Facu bedzie z Cande,czy nie,ale wierzę,że tak.Na prawdę mocno Cię kocham kociaczku,życzę weny i z całego serca dziękuję,że podzieliłaś się z nami takim cudem i stworzyłaś tego bloga,kocham Cię mocno i jakby co,to zgadamy się na fejsbuczku.KCKC ;*** <33333333

    OdpowiedzUsuń