sobota, 20 września 2014

32. Utracone nadzieje

           Otworzyła oczy, znowu ją skrzywdził. Teraz czekała już tylko na śmierć. Nie chciała żyć, z tym co jej zrobił.
Nagle do pokoju wszedł Dan.
-Zadzwonisz to tych pożal się Boże kolegów i powiesz im, że uciekłaś, rozumiesz? Cały czas dzwonią, piszą. Nie sądziłam, że znajdzisz sobie tak szybko chłopaka. Spałaś już z nim? Co? Wie już jaka jesteś beznadziejna?
Schyliła głowę, po jej policzkach zaczeły spływać gorące łzy. Gdy była z Facu, zapominała już powoli o tym koszmarze. Zaczeła nawet powoli planować z Nim przyszłość. Myslała, że to on będzie jej pierwszym chłopakiem z którym sama będzie chciała spędzić noc. Niestety myliła się. Widocznie on nie był jej pisany.


    Przeszukiwali teren już od kilku godzin.
-Gdzie on ją do cholery wywiózł?!-krzyknął Cody uderzając o kierownicę ręką.
-Patrz, Cande dzwoni!
-Co? Odbieraj! Daj na głośnik-wyrwał telefon z rąk Lodo.
-Halo?-odedzwała się.
-Cande, kochanie gdzie jesteś?-zapytał łamiącym się głosem Facundo.
-Musicie coś wiedzieć, kocham Was! Wszystkich, przepraszam, że musieliście się ze mną męczyć. Ale na prawdę Was kocham, Facu kocham Cię. Myślałam że to ty będziesz moim... Przepraszam...-połączenie zostało przerwane. Facundo trzasnął drzwiami i wyszedł z samochodu. Rozpłakał się jak małe dziecko. Nie mógł jej stracić! Nie mógł.

-Nie posłuchałaś mnie!-krzyknął i uderzył ją w policzek.-Dostaniesz za to karę!
-Zabij mnie-cicho poprosiła.
-Nie, jesteś mi potrzebna-szepnął do jej ucha i znowu je pocałował.
Zbliżył się do niej pocałował mocno w usta. Nie potrafiła się już opierać i tak wiedziała co ją czeka.

-Idź po niego-powiedział cicho Cody.-Trzeba ją znaleźć.
Pokiwała głową i otarła łzy. Po chwili wróciła z chłopakiem.
Ruszyli, chodziaż sami nie wiedzieli gdzie. Cody skierował się w miejsce gdzie kiedyś mieszkali. Zatrzymał się przy starym domu. Wysiadł z pojazdu, co jego przyjaciele powtórzyli.
-To nasz dawny dom. Mój ojciec nadal może w nim mieszkać.-wyznał Cody patrząc pustym wzrokiem przed siebie.
Nienawidził tego miejsca. Tu przeżył z siostrą najgorsze chwilę swojego życia. Gdyby mógł wymazał by to miejsce z pamięci. Niestety, nie móg, nie potrfił...
-Wchodzimy?-zapytała Lodovica, podchodząc do Codiego i łapiąc go za rękę. Wiedziała jak bardzo mu teraz ciężko.
Pokiwał głową. Weszli do środka, drzwi były otwarte.
-Kto przyszedł?-usłyszali głos. Cody zadrżał to był on. Potwór zwany jego ojcem.
Mężczyzna pojawił się przed nim.
-Cody! Synku!-krzyknął ucieszony.
Chłopak cofnął się o parę kroków.
-Gdzie jest Dan?-zapytał przez zęby.
-Siadajcie-poprosił.
Nie chętnie usiedli na kanapie. Lodo ścisneła mocniej dłoń Codiego.
-Nie przyszedłem tu do Ciebie w odwiedziny. Dan porwał Cande jak myślisz, przez kogo? Przez Ciebie! To Ty upijałeś się w nocy, w dnie, cały czas! Wiesz co wtedy czułem?! Wiesz co Cande czuła?! A, wiesz co czuła gdy przyprowadziłeś do domu tego idiotę?! A wiesz co czuła gdy... gdy on ją zgwałcił?-spojrzał na swojego ojca. Który wydawał się być przestraszony.
-Ja na prawdę nie chciałem, synku!
-Nie masz już syna. Nie masz też już córki. Nie chcesz nam pomóc. To nie. -powiedział wychodząc wraz z innymi. Gdy znajdował się przed jego domem, z oczu pociekły mu łzy. Nie potrafił już nad nimi zapamować, Cande znowu została skrzywdzona, wiedział to Dan był nieobliczalny.
Przytulił się do Lodo, której nagle wpadło coś do głowy.
-Wiem, gdzie może być-wyznała.


   Ile mnie tu nie było?
Ehhh troszkę się zebrało, ale serio ja próbowałam coś napisać. To ta durna szkoła! Ej weźcie trzy tygodnie, a ja już jestem wykończona. Niby weekend, a ja i tak mam go za pewne zawalony. Muszę się uczyć na dwa sprawdziany i cztery kartkówki, masakra nie? Przypuszczam, że macie podobnie?
To u góry to kompletna masakra, ale jakoś nie umiałam tego sknocić. W następnym rozdziale uratują Cande, później jeszcze z dwa (jeden może więcej, zobaczy się xD) i epilog. Tsa, jak te kilka rozdziałów, będą tak samo beznadziejne jak te, to się chyba załamię, w ogóle oczekujcie czegoś w poniedziałek. Taki ważny dzień *-* xD. Nie nic..
Kończę tą durną notkę i wracam do sprzątania mojego burdelu (ta, mój pokój po całym tygodniu nauki nie wygląda dobrze xD)
Kocham Was. To, do następnego?